Marcin Prokop należy do grona najpopularniejszych polskich dziennikarzy i prezenterów. Nikogo nie dziwi więc fakt, iż każdy krok 48-latka jest śledzony przez czujne oko fotoreporterów. Niestety w piątek 10 października paparazzi byli świadkami niebezpiecznego zajścia z udziałem Prokopa. Dziennikarz miał małą kolizję na drodze.
Do zdarzenia doszło na warszawskich Bielanach, a dokładniej na skrzyżowaniu ulic Marymonckiej i Zabłocińskiej. Oprócz samochodu marki BMW Prokopa, w kolizji brała też udział laweta przewożąca inne auta. Jak przekazał profil "Wawa Hot News 24", dziennikarz wyjaśnił fotoreporterom, że to kierowca lawety zahaczył o jego pojazd. Na szczęście nikomu nic się przy tym nie stało. Prokop ujawnił nawet, że ze wspominanego BMW korzysta raz na pół roku, a akurat tym razem pojechał nim, by zmienić opony.
Uczestnicy kolizji mieli prędko dojść do porozumienia, a cała sytuacja zakończyła się jedynie spisaniem oświadczenia. Na miejscu zderzenia pojazdów przez pewien czas występowały utrudnienia w ruchu drogowym.
Celebrytom, jak i reszcie społeczeństwa zdarza się brać udział w kolizjach drogowych. To, jak radzą sobie w tych sytuacjach, może być jednak zróżnicowane. Na początku sierpnia bieżącego roku media poinformowały o stłuczce Małgorzaty Kożuchowskiej. Na warszawskiej ulicy w Porsche aktorki uderzyło od tyłu inne auto, co również uwiecznili na zdjęciach paparazzi. Gwiazda zachowała się jednak podobnie do Prokopa i polubownie załatwiła sprawę. - Panu auto się stoczyło i oparło o moje. Tam był lekki spadek. Pan zachował się fair i elegancko, zostawił mi nr telefonu i okazał swój dowód na wypadek jakiejś szkody - wyjaśniła później dla "Faktu" Kożuchowska. Aktorka okazała pełne zrozumienie i nie dała się ponieść emocjom. - Każdemu mogło się zdarzyć. Wymieniliśmy uprzejmości i tyle - podsumowała w rozmowie z tabloidem.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!