Pracownicy Rutkowski Patrol zostali zatrzymani przez niemiecką policję. Do zdarzenia doszło 7 kwietnia na terenie niemieckiej autostrady A5 w Gräfenhausen-West. Wszystko za sprawą protestujących tam ludzi. Od około tygodnia skrakują pracownicy polskiej firmy przewozowej. Uzbeccy i gruzińscy kierowcy domagają się przede wszystkim uregulowania zaległych wynagrodzeń.
W piątek w godzinach popołudniowych na miejscu zdarzenia miał się zjawić właściciel agencji detektywistycznej Rutkowski Patrol w towarzystwie pracowników. Niemieckie media podają, że mężczyźni byli ubrani na czarno, mieli kamizelki kuloodporne oraz maski zakrywające twarze. Pojawił się także samochód pancerny. W zaistniałej sytuacji nie obyło się bez przyjazdu policji.
Funkcjonariusze stanowczo zaznaczyli, że mogą użyć gazu pieprzowego oraz pałek. Podczas przeszukania pracowników Rutkowski Patrol znaleziono dwa noże, ochraniacz na zęby i gaz pieprzowy. Łącznie niemieccy policjanci zatrzymali 19 osób, w tym także właściciela firmy przewozowej. Mężczyzn podejrzewano o naruszenie porządku, kierowanie gróźb, usiłowanie uszkodzenia mienia, stosowanie przymusu, ciała oraz zakłócanie zgromadzenia.
Do sprawy odniósł się sam Krzysztof Rutkowski. Mężczyzna zapewnia, że działania zostały podjęte na zlecenie polskiego przedsiębiorcy. W rozmowie z portalem RadioZET.pl bez wahania stwierdził, że policja zareagowała w nietaktowny sposób, a zatrzymane osoby z jego firmy zostały już zwolnione na wolność. Nikt nie usłyszał zarzutów.
Wszyscy już zostali wypuszczeni, nie postawiono im zarzutów. My działaliśmy na zlecenie polskiego przedsiębiorcy, któremu kierowcy zablokowali 70 frachtów. Starał się wejść do samochodu, wtedy rzucili się na niego gruzińscy i uzbeccy kierowcy. Moi ludzie go obronili. (...) Traktowali ich tak, jakby próbowali przejąć majątek właściciela. My dbamy o własność prywatną, samochody zostały zablokowane. (...) Niemiecka policja jest zupełnie bezsilna. (...) Zaakceptowała strajkujących Uzbeków i Gruzinów, transporty są zablokowane. Za to są milionowe kary — skwitował Rutkowski.
Od 30 marca protestuje około 50 ciężarówek. Pracownicy polskiej firmy przewozowej domagają się m.in. wypłacenia należności. Z informacji strajkujących wynika, że niektórzy zatrudnieni nie otrzymują wynagrodzenia już od kilku miesięcy. Teraz pragną wymóc żądania. Ubiegają się o uczciwe wynagrodzenie oraz stworzenie godnych i odpowiednich warunków, sprzyjających wykonywanej im pracy.
Protestujący nie są pozostawieni sami sobie i rzuceni na pastwę losu. Mają poparcie różnorodnych organizacji związkowych oraz stowarzyszeń. "Fakt, że właściciel firmy spedycyjnej wysyła paramilitarny gang, w tym pojazd opancerzony, do Niemiec, aby zakończyć protest kierowców ciężarówek, grożąc im śmiercią, jest oburzający" - powiedział Stefan Körzell z zarządu Niemieckiego Zrzeszenia Związków Zawodowych. O dalszych obrotach w sprawie będziemy na bieżąco informować.