Tomasz Lis w czwartek rano opublikował na Twitterze post, do którego dołączył zdjęcie wykonane w szpitalnym łóżku. Wyjawił, że powodem hospitalizacji był udar. Choć w nocy lekarze walczyli o życie 56-latka, wygląda na to, że dochodzi już do siebie.
Tomasz Lis przeszedł już w przeszłości trzy udary, kolejno w 2015, 2017 i 2019 roku. W tym czasie był już czynnym maratończykiem z sukcesami na koncie, ale pierwsza poważna zdrowotna zapaść postawiła pod znakiem zapytania dalsze wyzwania biegowe. Teraz zdarzyło się to jeszcze raz.
W czwartek nad ranem 56-latek poczuł się już na tyle dobrze, że był w stanie napisać na Twitterze o tym, co go spotkało. Wygląda na to, że miał wiele szczęścia:
Miałem udar. Jestem na erce udarowej jednego z warszawskich szpitali. Podobno już żyję, choć w nocy nie było to takie pewne. Co dalej zdecydują lekarze. Wszystkich pozdrawiam - napisał, odzyskując nawet poczucie humoru.
Zdjęcia Tomasza Lisa znajdziecie w galerii w górnej części artykułu
Dziennikarz w weekend pochwalił się fanom, że udało mu się ukończyć World Marathon Majors, co oznacza, że przebiegł sześć największych maratonów świata, organizowanych w Tokio, Chicago, Berlinie, Londynie, Nowym Jorku i Bostonie. Okazało się jednak, że ten imponujący sportowy wyczyn prawdopodobnie był dla dziennikarza zbyt wyczerpujący. Wiele wskazuje na to, że Lis nieco przecenił swoje możliwości. Gdy przeszedł poprzedni udar, było już z nim naprawdę źle:
Trzy lata temu usłyszałem, że być może o życiu na wózku będę mógł pomarzyć - wspominał.
Ambitny maratończyk osiągnął cel, tym samym dołączając do elitarnego grona 70 Polaków, którym udało się przebiec sześć wspomnianych dystansów. Zdrowotna historia jednak się powtórzyła i pociąg Lisa znów "wypadł z szyn".
Tomaszowi Lisowi gratulujemy sukcesu, ale przede wszystkim życzymy mu powrotu do zdrowia. Może nadszedł czas na dłuższy wypoczynek, albo mniej wyczerpujące pasje sportowe?
Zdjęcia Tomasza Lisa znajdziecie w galerii w górnej części artykułu.