Magda Gessler tym razem trafiła do Sztumu, do restauracji "Przedzamcze", której właściciel Zbyszek, po rozwodzie z żoną musi walczyć ze złą reputacją i nieufnością mieszkańców miasta. Choć wiele złych opinii jest wystawianych niesprawiedliwie, z niektórymi trudno się nie zgodzić - jedzenie dań w "Przedzamczu" nie zawsze gwarantuje najlepsze doznania kulinarne.
Gdy restauratorka dotarła na miejsce, wrażenia nie zrobił na niej ani wystrój, ani menu, które, jak dowiedziała się od kelnerki, opierało się głównie na mrożonych mięsach i wyrobach mącznych.
Rozumiem, że szef kuchni poleca to, co mu zostaje - podsumowała.
Po spróbowaniu pasztetu i śledzi była mile zaskoczona, potem jednak nadeszło ogromne rozczarowanie. Butna kucharka nie brała jednak słów krytyki do siebie.
Są gusta i guściki. Jeszcze się taki nie urodził, żeby każdemu dogodził - mówiła Danusia.
Najgorsza w całym menu okazała się (mrożona) karkówka w (mrożonym) sosie własnym oraz (mrożona) kapusta zasmażana. Gessler podsumowała je bardzo dosadnie.
No cóż. Striptiz wieprzowy, bez żadnych przypraw. To jest takie knurowato-niejadalno-świniowate, a tu jest legumina wieprzowa. Przepraszam panią bardzo, szanuję moje zdrowie. Niejadalne. Kolacja skończona - powiedziała i wyszła.
Gdy następnego dnia Gessler zajrzała do spiżarni, większość produktów kazała zwyczajnie wyrzucić. Wszystko przez to, że były one niehigienicznie przechowywane. Szef zaproponował jednak, aby reszta ekipy podzieliła się mrożonkami, a w innym wypadku trafią do kosza. Pomysł nie spodobał się wygadanej kucharce, której reszta nadała pseudonim "szefowej".
Przecież to jest wszystko świeże! Szefie, ludzie na świecie głodują. To jest grzechem wyrzucać! Jak można tak grzeszyć? Kawałka chleba nie wolno wyrzucić! - oburzała się kucharka Danusia.
Ta pani jest nakręcona jak budzik - nie dowierzała Gessler.
Rewolucja przez "emocjonalny bałagan" musiała stanąć w miejscu, ale następnego dnia restauratorka wróciła do "Przedzamcza", aby porozmawiać z zespołem o planowanych przez nią zmianach. Od teraz restauracja będzie się nazywać "Dom Sztum" i będzie tam serwowana kuchnia polska, na której Gessler zna się najlepiej. Jednak następnego dnia restauratorka napotkała na kolejny problem, gdy podsłuchała rozmowę Zbyszka z pracownikiem. Grożąc mu, szef bynajmniej nie popisał się kulturą osobistą.
Spieprzysz, czyli nawalisz, wiesz, o co mi chodzi, to pożegnamy się. To jest twoja ostatnia szansa, żebyś zabłysnął i wrócisz na bar - mówił przyciszonym głosem do jednego z pomocników.
Choć Gessler przyłapała go na gorącym uczynku, podczas konfrontacji Zbyszek wyparł się swojego nieprzyjemnego tonu. Dodajmy: stosując dość słabą wymówkę.
Może mam taką chrypę... - tłumaczył się.
Jednak po chwili spokorniał i wreszcie przekonał do siebie nie tylko pracowników, ale i mieszkańców Sztumu, którzy przez kilka ostatnich lat nie mieli o Zbyszku dobrej opinii. Uroczysta kolacja odbyła się bez większych przeszkód, a po sześciu tygodniach, gdy Gessler powróciła do Sztumu, restauracja przeżywała rozkwit.
Muszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczona. Zbyszek dał radę, a Gosia go wspiera i jest jego dobrym duchem.
Co ciekawe, po powrocie Gessler na miejsce, po pani Danusi nie było ani śladu. Co więcej, już podczas kolacji wieńczącej "Kuchenne Rewolucje" w kuchni rządziła 30-letnia Gosia. Od tego czasu kucharka, która bez zahamowań stawiała się Gessler, nie pojawiła się na ekranie. Nikt jednak nie skomentował powodów jej zniknięcia.
MK