Książę Harry wziął udział w kolejnej oficjalnej uroczystości podczas pobytu na Karaibach. Przyjęcie u Gubernatora St.Vincent nie zakończyło się dla niego dobrze. Wszystko przez to, że nagle zarządzono minutę ciszy, by uczcić zmarłego dzień wcześniej dyktatora Kuby, Fidela Castro. Książę w tym czasie stał na "scenie" i chcąc nie chcąc musiał okazać swój szacunek dla kontrowersyjnego przywódcy. Dlaczego w ogóle się tam znalazł? Tego wieczoru miał wręczać nagrodę Księcia Edynburga, która przyznawana jest zdolnym, młodym ludziom.
Źródła zbliżone do księcia podają, że był zaskoczony takim obrotem spraw - czytamy na "Daily Mail". - Minuta ciszy nie była uwzględniona w planie imprezy, to była spontaniczna inicjatywa Gubernatora.
Członek Partii Torysów, Alec Shelbrooke, skomentował całą sytuację w rozmowie z "Daily Mail":
To było nie w porządku wobec Harry'ego - powiedział. - Rząd powinien zareagować w tej sprawie i przyznać, że takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Castro był okrutnym dyktatorem. Odszedł i dobrze dla nas.
Książę Harry na całą sytuację nie zareagował, ale po jego minie widać było, że nie czuje się najlepiej. Oczywiście wykazał się dyplomacją i nie sprawił przykrości gospodarzom.
To nie jest ok, żeby stawiać członka Rodziny Królewskiej w takiej sytuacji - komentuje Shelbrooke. - Następnym razem osoby odpowiedzialne za organizację podróży powinny upewniać się, czy nic takiego nie będzie miało miejsca.
Na osłodę książę Harry otrzymał swój porter autorstwa lokalnego artysty.
JM
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!