Już jakiś czas temu do sieci trafił filmik z koncertu Britney Spears w Las Vegas sprzed 12 lat. Na nagraniu słychać, że brak playbacku demaskuje gwiazdę, która tylko skrzeczy i fałszuje. Teraz wszyscy zastanawiają się, czy mający już prawie pół miliona odsłon film jest prawdziwy. Jak myślicie? Nam od razu nasuwa się, że gwiazda pop brzmi tu jak kiedyś nasza rodzima piosenkarka Mandaryna w Sopocie.
Nagranie jest ciekawe w kontekście tego, że gwiazda podpisała właśnie 2-letni kontrakt wart 200 milionów dolarów na występy w Las Vegas. Tylko w stolicy hazardu fani będą mogli oglądać swoją idolkę w spektakularnym show "Britney Spears: Piece of Me". Spears na 90-minutowym koncercie zaprezentuje zarówno stare, jak i nowe przeboje. Bilety wyprzedają się podobno jak świeże bułeczki, a przecież na początku obawiano się, że przez playback, którego używa wokalistka, fani nie kupią biletów za średnio 300 złotych. Wszystko wskazuje jednak na to, że od grudnia Spears znowu wróci na scenę. Zapytana, czy jest gotowa fizycznie i psychicznie na tak ogromne przedsięwzięcie, odpowiedziała:
Kocham Vegas, energia tutaj jest naprawdę wspaniała. Myślę, że jestem gotowa. Ćwiczę swój głos 5 godzin dziennie - oznajmiła w ABC news.
Czy to oznacza, że będzie śpiewała bez playbacku? Menadżer wokalistki Larry Rudolph przekonuje, że tak właśnie będzie.
Będzie śpiewała na żywo - powiedział w billboard.com. - Codziennie trenuje choreografie i śpiew - dodał.
Tłumaczył też, że podkład muzyczny w występach wokalistki jest konieczny.
Niektórym trudno jest zrozumieć jak to jest, kiedy jesteś na scenie i jeszcze tańczysz przez całą piosenkę. Nieważne co mówią inni, nie ma takiego artysty, który tańczy pełną choreografię i śpiewa bez piosenki w tle. To jest fizycznie niemożliwe. Mogą być takie numery, przy których Britney będzie musiała skupić się na tańcu i w tle będzie leciała piosenka, ale nie ma mowy o żadnym udawaniu, że śpiewa - oznajmił menadżer.
majk