Do awantury doszło na pikniku rodzinnym z okazji Dnia Dziecka w Gdyni. Handlarz watą cukrową nie miał przy sobie dokumentów uprawniających go do sprzedaży i usłyszał wulgaryzmy od strażniczki miejskiej. Wydarzenie zostało sfilmowane przez jednego ze świadków, a filmik trafił do sieci.
Na filmiku widzimy, jak mężczyzna przyjmuje mandat i odjeżdżającą już funkcjonariuszkę żegna słowami:
Pozdrawiam panią.
Te słowa z jakiegoś powodu wyprowadziły ją z równowagi. Zdjęła kask i wyraźnie zdenerwowana zaczęła mówić podniesionym głosem:
Zobaczymy się w sądzie, wtedy mnie pan pozdrowi! Ale niech mi pan wierzy, ja tego tak nie zostawię, bo nie po to inni płacą tyle tysięcy, żeby móc stać!
Proszę pani, to że inni biorą za to pieniądze... - mężczyzna usiłował wytłumaczyć, że on rozdaje watę za "co łaska".
Pan też! I mam na to świadków - przerwała mu strażniczka. - Nie ma pan z tego korzyści majątkowych?
Niech się pani nie denerwuje - usiłował uspokoić strażniczkę sprzedawca.
W sądzie uda pan biednego, bezrobotnego człowieka, a ludzie biedni muszą zap***c na takich nierobów!
Zdenerwowaną strażniczkę bezskutecznie próbowali też uspokoić świadkowie, w większości uczestniczący w pikniku rodzice, którym nie podobało się, że w obecności dzieci padają wulgarne słowa.
Sprawa jednak niekoniecznie musi być tak oczywista, jakby to wynikało z filmiku. Z redakcją Trójmiasta.pl skontaktował się świadkiem zdarzenia. Jego relacja jest interesująca:
Jako naoczny świadek muszę zdecydowanie stanąć w obronie strażniczki miejskiej, która wykonując swoje obowiązki służbowe została sprowokowana, a jej reakcja była adekwatna do sytuacji. Cicho wypowiedziany wulgaryzm został kilkukrotnie powtórzony przez matki stojące obok, co oczywiście również jest nagrane. Film jest tylko fragmentem całej sytuacji, jest stronniczy i niesprawiedliwy.
Dariusz Wiśniewski, komendant gdyńskiej straży miejskiej powiedział, że wobec strażniczki wszczęto postępowanie wyjaśniające.
Trzeba przeanalizować wszystkie aspekty całej interwencji - powiedział dla Gazety.pl . - Padło niefortunne słowo, przykro nam z tego powodu. Na pewno zachowanie strażnika miejskiego jest naganne, nie powinien tak powiedzieć. Może trochę nie wytrzymała ciśnienia zwłaszcza, że nie jest to pierwsza interwencja w stosunku do tej osoby.
Wygląda na to, że strażniczce puściły nerwy i powiedziała za dużo. Tylko czy funkcjonariusze miejscy nie powinni właśnie w takich sytuacjach wykazywać się zimną krwią i opanowaniem?
alex