W środę 30 kwietnia rodzina Tomasza Jakubiaka przekazała druzgocącą wiadomość. Kucharz odszedł w wieku 41 lat po wielu miesiącach zmagań o powrót do zdrowia. Juror "MasterChefa" osierocił czteroletniego syna, Tomasza juniora. Gwiazdor TVN w jednym z wywiadów przyznał, że ojcostwo odmieniło jego życie, choć początki nie były łatwe.
Tomasz Jakubiak nigdy nie ukrywał, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Żona Anastazja i syn Tomek byli dla niego całym światem. Podczas walki z chorobą mógł liczyć na ich ogromne wsparcie. W jednym z wywiadów kucharz opowiedział o początkach związku z ukochaną. Okazało się, że już na starcie stanęli przed poważną decyzją. Wybranka Jakubiaka zaszła bowiem w ciążę, gdy był on jeszcze związany z inną kobietą. "Nie był to prosty związek, bo od razu musieliśmy podjąć decyzję, co dalej. Myśleliśmy: "Będziemy mieli dziecko, trzeba coś zrobić, zadecydować, w którą stronę pójść" - zdradził na łamach "Życia na gorąco". Droga do ojcostwa również nie była usłana różami. Kiedy zakochani spodziewali się narodzin dziecka, ulegli poważnemu wypadkowi, a juror "MasterChefa" musiał wyciągać partnerkę ze zmiażdżonego auta. Lekarze walczyli z całych sił, aby uratować mamę i nienarodzone dziecko.
Siedziałem. Ryczałem. Życie się przewartościowało całkowicie
- opowiadał Jakubiak w "Dzień dobry TVN". Kucharz otwarcie przyznał, że po narodzinach syna wszystko się zmieniło. - Rodzina to jest ta wartość, o którą zawsze zabiegałem. Zawsze chciałem ją mieć. Jest to odpowiedzialność, ale jest też ogromny strach. Nigdy w życiu tak się nie bałem. Odkąd syn jest w domu, coś zaszeleści, to ja już stoję. Patrzę, czy nikogo w drzwiach nie ma, nie stoi za oknem, czy nikt się nie włamuje, więc ten nerw jest dużo większy niż kiedykolwiek - wyznał.
Kiedy Tomasz Jakubiak dowiedział się o chorobie, nie ukrywał tego przed synem. Kucharz zdawał sobie bowiem sprawę, że dzieci doskonale wyczuwają, kiedy coś jest nie tak i od początku chciał być szczery z Tomkiem juniorem.
Rozmawiałem ze swoim synem o chorobie, mimo że ma cztery lata, to nie ukrywamy przed nim, że jeżdżę do szpitala. Anastazja też bardzo szybko znalazła książeczki dla dzieci, które opowiadają o raku
- mówił w "Dzień dobry TVN". - Od samego początku go w tym edukujemy, bo nie ma nic gorszego niż okłamywać dziecko. Bo potem, co mu powiesz, jeśli ta choroba będzie trwała dłużej, dwa, trzy lata i później coś się stanie złego, jak on zareaguje? On jest cudowny. Przychodzi, tutaj mam ten port [dożylny] założony i mówi: "Tata, czy wszystko jest czyściutkie, czy dzisiaj będzie kroplóweczka?" Czuje się odpowiedzialny (...) Choroba zmienia życie całej rodziny - mówił.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!