17 kwietnia antymonarchistyczni działacze zorganizowali protest przeciwko królowi Karolowi III podczas jego przybycia do katedry w Durham w północno-wschodniej Anglii. Monarcha wraz z królową Camillą pojawili się tam z okazji corocznego nabożeństwa Royal Maundy. Ceremonia ta jest bardzo wyczekiwanym punktem w królewskim kalendarzu i zazwyczaj monarcha, który jest głową Kościoła Anglii, wręcza specjalnie wybite monety osobom uznanym za ich pracę społeczną. Tuż przed uroczystością na miejscu musiała interweniować policja. Protestujący nie kryli oburzenia działaniami służb.
Antymonarchistyczna grupa Republic oskarżyła policję o "utrudnianie" protestu po tym, jak służby w ostatniej chwili podjęły decyzję o zabezpieczeniu wejścia do katedry w Durham przed przybyciem króla Karola III i królowej Camilli. Jak twierdzą aktywiści, Uniwersytet Durham zdecydował się zamknąć Palace Green, "aby uniemożliwić" zgromadzenie się przed katedrą protestującym przeciwko monarchii. W imieniu protestującej grupy Republic przemówił Graham Smith.
Wygląda na to, że Durham University robi mistrzowską lekcję tego, jak nie organizować wydarzeń. Wprowadzają również absurdalne ograniczenia dotyczące protestów, więc plany są obecnie płynne
- mogli usłyszeć zgromadzeni.
Podczas dalszej części przemowy, Smith w gorzkich słowach podsumował działania monarchy. - Król Karol III wręcza zaledwie kilka funtów niektórym lokalnym mieszkańcom, jednocześnie obciążając mieszkańców Durham tysiącami, co kosztuje brytyjskiego podatnika ponad pół miliarda (...). To tradycja pozbawiona tonu. Podczas gdy społeczeństwo boryka się z cięciami socjalnymi i rosnącymi kosztami życia, Król Karol III i jego rodzina będą nas kosztować ponad pół miliarda funtów rocznie - powiedział. Nie krył także żalu wobec decyzji służb o zablokowaniu protestu. - Dzisiaj nie chodziło jednak tylko o rodzinę królewską. Uniwersytet Durham wielokrotnie próbował zablokować protestującym wejście na teren katedry. Był to atak na naszą wolność słowa i prawo do protestu - podsumował.