Media wciąż przyglądają się sprawie Diddy'ego. Raper trafił 16 września do aresztu Metropolitan Detention Center na Brooklynie. Sean Combs ma być zamieszany w szereg przestępstw, między innymi handel ludźmi i liczne wymuszenia. Z dnia na dzień wydłuża się nie tylko lista osób oskarżających, ale również lista gwiazd, które mogą być zamieszane w całą sprawę. Jak na razie sędziowie odrzucili wszystkie wnioski o zwolnienie rapera za kaucją. Właśnie wpłynął kolejny.
Już dwóch sędziów odmówiło Diddy'emu wyjścia za kaucją. 8 listopada przedstawiciele rapera ponownie złożyli wniosek. Magazynowi "People" udało się dotrzeć do dokumentu. Okazuje się, że obrona odwołała się do nagrania z 2016 roku, na którym raper atakuje swoją byłą partnerkę. "Wideo nie jest dowodem, ale raczej minutowym spojrzeniem na złożoną, trwającą dekadę relację, która była kontynuowana przez pana Combsa i jego partnerkę za obopólną zgodą" - czytamy. Obrońcy mają proponować areszt domowy z całodobowym monitoringiem bezpieczeństwa i "prawie całkowitym ograniczeniem kontaktu". Oznacza to, że z raperem mogliby spotykać się jedynie prawnicy.
To właśnie "przyjęcia" w domu rapera mają być jednym z głównych przedmiotów aktu oskarżenia. Według informatora portalu The Post każde z nich miało kosztować około 500 000 dolarów. "Świetne jedzenie, drogi alkohol, tancerze, akrobaci, modelki. Czasami mieliśmy żywe zwierzęta, czasami różnych wykonawców. Wszystko podbijało koszty, ale on się tym nie przejmował" - mówiła osoba, która przez lata współpracowała z Combsem. Diddy miał również kazać dekorować pomieszczenia setkami luster. Wszystko po to, by lepiej widzieć, co dzieje się podczas spotkań. "Możecie sobie wyobrazić, jak to wygląda, gdy ludzie nie mają ubrań i dochodzi między nimi do zbliżeń na podłodze, na kanapach, gdziekolwiek" - opowiadał. ZOBACZ TEŻ: Prawnicy Diddy'ego chcą zakneblować usta świadkom. Podjęto poważne kroki