Programy śniadaniowe realizowane są na żywo, przez co nie raz dochodzi do nieoczekiwanych zwrotów akcji. Przekonała się o tym Małgorzata Tomaszewska, kiedy w "Pytaniu na śniadanie" prowadziła rozmowę z behawiorystą psów na temat "przebodźcowania" czworonogów. W studio gościła też właścicielka hodowli rasy chihuahua, która wzięła ze sobą kilku przedstawicieli tej rasy. W tym samym jednak czasie w pomieszczeniu był obecny również mops operatora kamery, co wywołało niemałe poruszenie u obecnych chihuahua.
"Wzięliśmy je do studia telewizyjnego, które jest absolutnie niepsie. Tutaj jest tak dużo rzeczy, tyle nowych osób, nowe światło, siedzimy na sofie w bardzo bliskiej odległości... Do tego trzeba się przyzwyczaić, a nie każdy to potrafi. Nawet widać, że jedni nasi goście radzą sobie z tym lepiej, inni zdecydowanie gorzej" - mówił behawiorysta. Wnet po studiu zaczął spacerować pies operatora kamery, co spowodowało wyrywanie się z kanapy i szczekanie czterech chihuahua. Sytuacji nie opanował nawet behawiorysta, a do akcji musiała wkroczyć sama Małgorzata Tomaszewska. Ostatecznie chihuahua zdołały się uspokoić przy pomocy współprowadzącego, Aleksandra Sikory. "Proszę państwa, oto konflikt interesów" - podsumował pracownik TVP.
W "Pytaniu na śniadanie" nie brakuje mniejszych i większych wpadek. Ich bohaterem był niedawno Marcin Porębiński, chciał udowodnić widzom "Pytania na śniadanie", że folia aluminiowa jest w stanie wyczyścić sztućce. Na poparcie swoich słów zdecydował się przeprowadzić eksperyment na żywo. Ekspert wrzucił foliową kulkę do naczynia z gotującą się wodą, a następnie dodał do niej sodę oczyszczoną oraz srebrną łyżkę w nadziei, że wyjmie ją bardziej lśniącą, niż była wcześniej. Jak się jednak okazało, sztuciec po wyjęciu nie został wyczyszczony, a wręcz wydawał się ciemniejszy. Zakłopotany Porębiński starał się wybronić, zrzucając winę za wpadkę na... twórców "Pytania na śniadanie".