Niewiele brakowało, a wcale nie zostałaby aktorką. Jednej ze swoich najbardziej znanych ról - Joanny Racewicz z hitowego serialu w "W labiryncie" - wcale nie chciała przyjąć. Kariera aktorki początkowo jednak układała się jak marzenie, ale w życiu prywatnym nieraz udowodniła ogromną wolę przetrwania. Pierwszemu małżeństwu Sławomiry Łozińskiej z wybitnym pianistą Januszem Olejniczakiem znajomi pary nie dawali szans. Choć młodzi zakochali się w sobie bez pamięci, związek był daleki od ideału i istotnie po latach zakończył się rozwodem. Bardziej niż oficjalne więzy małżonków połączyła tragedia - syn pary zmarł niespodziewanie z powodu błędu lekarskiego. Wówczas aktorka sięgała po wszystko, co mogło uśmierzyć ból. Kiedy powoli zaczęła dochodzić do siebie, nadszedł kolejny cios. Ale Sławomira Łozińska, zamiast się poddać, o swoich trudnych doświadczeniach często opowiada, by dodawać siły innym.
Sławomira Łozińska przyszła na świat 8 kwietnia 1953 roku w Warszawie. Jej rodzice zaliczali się do inteligencji, oboje byli związani z wyższymi uczelniami. Aktorstwa nie uważali za poważny zawód. Tymczasem Sławomira jeszcze w szkole, za sprawą jednej z nauczycielek, zakochała się w graniu. "Uczyła mnie osoba, na którą możesz się natknąć we wszystkich książkach o Wierze Gran, mianowicie Irena Prusicka. Była tancerką i choreografką, która przed wojną prowadziła słynną szkołę, a po wojnie pracowała mniej intensywnie. Myślę, że ona pierwsza mi dała takiego 'pstryka' - zobacz, istnieje scena" - wspominała Sławomira Łozińska w rozmowie z portalem zteatru.pl.
Pomimo odkrytej aktorskiej pasji Sławomira Łozińska postanowiła zdawać na studia do Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Jednocześnie złożyła jednak też papiery do szkoły teatralnej - na wszelki wypadek, na zasadzie "planu B". Tymczasem los postawił ją przed niełatwą decyzją, dostała się bowiem na obydwie uczelnie. Wbrew woli rodziców wybrała studia aktorskie. "Było wiadomo, że pierwszeństwo ma SGH. (...) Dostałam się, bo egzaminy były później niż do szkoły teatralnej. Dostałam się do szkoły teatralnej nieoczekiwanie. Zresztą mam dyplom SGH, bo skończyłam studia podyplomowe i powiem, że jestem bardzo z tego dumna. Skończyłam zarządzanie instytucjami kultury" - mówiła aktorka po latach na łamach Onetu.
"Moja kariera na początku układała się jak marzenie" - powiedziała Sławomira Łozińska w wywiadzie dla "Polityki". I trudno się z tym nie zgodzić, bo rola Bronki, dziewczyny Leszka Góreckiego w serialu "Daleko od szosy", zapoczątkowała świetną aktorską passę. Młodą aktorkę obsypano nagrodami, pojawiły się też błyskawicznie propozycje kolejnych ról: w "Granicy" Jana Rybkowskiego, "Seansie" Sławomira Idziaka, "Gwiazdach porannych" Henryka Bielskiego i "Wyroku śmierci" Witolda Orzechowskiego. Publiczność pokochała też Sławomirę Łozińską w serialu "W labiryncie" - bijącym rekordy popularności pierwszym polskim "tasiemcu". Aktorka wcieliła się w nim w Joannę Racewicz, dziennikarkę telewizyjną i żonę granego przez Marka Kondrata Adama. Nie każdy jednak wie, że aktorka obawiała się przyjęcia tej roli.
W mojej postaci Joanny Racewicz w pewnym momencie dosyć wyraźnie dochodzi problem alkoholowy. Szczerze mówiąc, byłam trochę tym zaskoczona (...). Zwłaszcza że ten wątek był bardzo dobrze pokazany, bo zaczyna się od terapii, którą zresztą prowadził Maciej Orłoś.
"Mnie wydawało się, że to jest niepotrzebny bagaż dla tej postaci. Grałam kobietę sukcesu, która ma rodzinę, ma męża naukowca i jedyny jej problem jest taki, żeby tym sukcesem się przebijać przez życie" - opowiadała po latach Sławomira Łozińska.
Sławomira Łozińska studiowała na roku z wieloma sławami, takimi jak m.in. Joanna Szczepkowska, Ewa Ziętek, Emilian Kamiński i Paweł Wawrzecki. Związała się jednak z mężczyzną spoza środowiska aktorskiego. Ponoć kiedy jeszcze jako studentka poznała Janusza Olejniczaka (wybitnego pianistę, później jurora Konkursu Chopinowskiego), oboje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Jednak znajomi pary starali się ich przekonać, że związek dwóch tak silnych osobowości nie ma szans na przetrwanie. Cóż z tego, skoro zakochani byli głusi na rady. Sakramentalne "tak" powiedzieli sobie po dwóch latach znajomości. Wkrótce na świecie pojawiły się dzieci: w 1978 roku Tomasz, a pięć lat później Paweł. Wówczas Sławomira Łozińska przewartościowała swoje życie - zawiesiła karierę i poświęciła się rodzinie.
Po latach wyszło jednak na jaw, że znajomi pary mieli rację - małżeństwo było dalekie od ideału, a Sławomira Łozińska w jednym z wywiadów nazwała je "latami szarpaniny". Tych lat było 18, po nich nastąpił rozwód. "Byłam tak skupiona na wyczuwaniu jego nastrojów, że nie odróżniałam dnia od nocy, lata od zimy. Kochałam za bardzo. Pragnęłam czułości, akceptacji. Nie oczekiwałam niczego w zamian (…). Wydaje ci się, że nie możesz bez tej drugiej osoby oddychać, chociaż w głębi duszy wiesz, że wszystko, co dobre, dawno minęło" - wyznała Sławomira Łozińska w wywiadzie dla miesięcznika "Pani". Ale choć małżeństwo się rozpadło, pozostała przyjaźń. W byłym mężu aktorka znalazła oparcie, kiedy spotkała ich niewyobrażalna tragedia.
Starszy syn Sławomiry Łozińskiej i Janusza Olejniczaka, Tomasz, studiował medycynę, szło mu świetnie. Pasjonował się też żeglarstwem. Wydawało się, że ma przed sobą piękną przyszłość. Niestety, 13 kwietnia 2002 roku wydarzyła się tragedia. Wysiadając z autobusu, 24-letni mężczyzna skręcił nogę. Błaha z pozoru kontuzja z powodu niedopatrzenia lekarzy skończyła się śmiercią. Tomaszowi założono gips, ale zapomniano podać leków przeciwzakrzepowych. Młody mężczyzna dostał zatoru i w nocy zmarł. Śmierć Tomasza dla wszystkich była szokiem, a dla rodziców i brata koszmarną tragedią. Sławomira Łozińska wycofała się w cień, przestała grać, udzielać wywiadów. Ukojenia szukała w mocnych lekach i alkoholu. "To było niewyobrażalne. (…) Myślałam, że tylko obłęd będzie moim życiem. Ale pamiętam moment, kiedy kilka dni po pogrzebie Tomka poczułam, że wstępuje we mnie jakaś zwierzęca siła, nieprawdopodobna moc. To był sygnał, że muszę trwać" - wyznała w tygodniku "Rewia". Przetrwać najgorsze pomógł Sławomirze Łozińskiej też młodszy syn i były mąż. Ukojeniem stała się też praca.
Śmierć starszego syna zbliżyła do siebie byłych małżonków. "Dziś mamy dla siebie ogromny szacunek, zawsze możemy na siebie liczyć. W całym swoim małżeństwie nie czułam się z Januszem tak szczęśliwa, jak po naszym rozwodzie. I choć każde z nas ma swoje życie, łączy nas taka pokaleczona bliskość" - mówiła Sławomira Łozińska w "Rewii". Po rozwodzie aktorka związała się z innym mężczyzną, ale relacja rozpadła się po śmierci Tomasza. "Byłam kompletnie zgłuszona potworną ilością leków, alkoholem (…). Nie potrafiłam z nikim być. To chyba nawet nie wina tamtego mężczyzny. Chociaż odmierzał czas żałoby, jakby chciał spytać: Sławka, na ile ty umarłaś? Bo wiesz, minął już miesiąc, dwa, trzy…" - wyznała aktorka w jednym z wywiadów.
Po pewnym czasie Sławomira Łozińska znalazła w sobie siłę, by wrócić do życia. Skończyła studia menedżerskie na SGH, odnalazła też szczęście w życiu prywatnym - związała się z poznanym 30 lat wcześniej aktorem i reżyserem, Andrzejem Makowieckim. Niestety, i ta relacja nie przetrwała próby czasu i rozpadła się po trzech latach. Ale para rozstała się w zgodzie. Przyjaźń zakończyła dopiero śmierć Makowieckiego w 2016 roku - kolejny cios w życiu Sławomiry Łozińskiej. Niestety, niejedyny. Bo wkrótce po tym, jak pochowała pierworodnego syna, odszedł ojciec aktorki, a niedługo potem mama. Z kolei w 2002 roku Sławomira Łozińska musiała stawić czoła aferze, która rozpętała się w Związku Artystów Scen Polskich, którego przez jakiś czas była wiceprezeską. Przez siedem lat ciągano ją po sądach w charakterze świadka po tym, jak ówczesnemu prezesowi ZASP, Kazimierzowi Kaczorowi, zarzucono narażenie związku na stratę ponad dziewięciu milionów złotych. Co więcej, sama Sławomira Łozińska przez kilka lat, zanim zaczęła grać w "Barwach szczęścia", zmagała się z problemami finansowymi.
Tragedie i przeciwności losu nie złamały jednak Sławomiry Łozińskiej. Aktorka znalazła w sobie siłę nie tylko, aby przetrwać najgorsze, lecz także, by o tym opowiadać, żeby dawć siłę innym. "Przeszłość to bagaż, który cały czas mam przy sobie" - powiedziała Remigiuszowi Grzeli w wywiadzie dla "Zwierciadła".