• Link został skopiowany

Skradzione z domu nagrania złamały jej karierę. Wraz z ukochanym uciekli przed nagonką. Ale Sława nie przemija

Była jedną z najpopularniejszych piosenkarek lat 60. Brawurowo wykonany utwór "Pamiętasz, była jesień" otworzył jej drzwi do kariery. Ale w życiu Sławy Przybylskiej nie zabrakło też dramatów. Śmierć ukochanego mężczyzny była jednym z nich.
Sława Przybylska, koncert w Muzeum Żydów Mazowieckich
Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Więcej niezwykłych opowieści o gwiazdach znajdziesz na Gazeta.pl

Współpracowała z największymi, Agnieszką Osiecką czy Andrzejem Wajdą. Ma na koncie wiele przebojów; "Okularnicy", "Kuglarze", "Zakochani", "Gdzie są kwiaty z tamtych lat" czy "Dziewczyny z Portofino". Zagrała w "Zezowatym szczęściu" czy "Niewinnych czarodziejach". Ale choć publiczność ją kochała, ona pozostała skromna. Nie złamały jej ani naznaczone horrorem wojny dzieciństwo, ani brutalnie przerwana śmiercią ukochanego miłość. Sławę Przybylską nazywa się często "damą polskiej piosenki", ale artystka nie lubi tego określenia. Bo, jak mówi, nie jest damą, a zakompleksioną dziewczyną z małej miejscowości.

Dzieciństwo naznaczone wojną

Stanisława Przybylska, urodzona 2 listopada 1932 roku w Międzyrzecu Podlaskim, jako siedmioletnia dziewczynka musiała stawić czoła koszmarowi wojny. Rodzinną miejscowość artystki zamieszkiwała głównie ludność pochodzenia żydowskiego, dlatego represje były tam szczególnie brutalne.

W 1942 roku, kiedy rozpoczęto generalną likwidację getta, mama wysłała mnie do sklepu, żebym kupiła chleb. Nagle wciągnięto mnie do jakiegoś budynku i przez szybę widziałam rynek pełny klęczących Żydów. Trzymano mnie tam przez kilka godzin, nie mogłam wyjść. Na własne oczy widziałam, jak Żydów prowadzono na dworzec i wywożono do Treblinki. (..) Przy okazji, strzelano do nich, zabierano im dzieci, zabijano ich. A ja na to wszystko patrzyłam. Dopiero gdy wszystkich wyprowadzono, mogłam wrócić do domu. Po drodze mijałam rozlaną krew, rozdarte pierze i połamane lalki – wspominała Sława Przybylska w wywiadzie dla serwisu Plejada.pl

Dramatyczne doświadczenia musiały odbić się na psychice dorastającej dziewczynki. Była nieśmiała i pełna kompleksów. Dlatego, choć w domu rodzinnym stale obecna była muzyka – śpiewano pieśni religijne i modne piosenki o miłości – Stanisława nie myślała o karierze artystki. Ojciec planował, by została zakonnicą, dziewczynka śpiewała w kościelnym chórze.

Każdy komplement był dla mnie wstrząsem. Kiedyś podczas próby chóru kościelnego bezwiednie włączyłam się z drugim głosem, a organista wobec całego chóru powiedział: Słuchajcie, tak trzeba śpiewać, jak ta mała! – wspominała artystka dla "Tiny".

Brak wiary we własny talent sprawił, że Stanisława Przybylska po maturze zdecydowała się na studia na wydziale Handlu Zagranicznego. Ale nie potrafiła przestać śpiewać. Występowała w trio wokalnym Syrenki, w Studenckim Teatrze Satyryków oraz w Kabarecie Stodoła. Gdy zaczęła występować, Przybylska odrzuciła pierwszą część imienia. Uznała, że Sława bardziej nadaje się na scenę. Przełomem w jej karierze okazał się telewizyjny konkurs piosenki dla amatorów. Młoda Sława Przybylska zgłosiła się, ale aby nie zapeszyć, nikomu nie powiedziała, że bierze w nim udział. Zaskoczeni koledzy zobaczyli więc koleżankę z roku w telewizji. Występ młodej artystki został świetnie oceniony. Słynny krytyk muzyczny Jerzy Waldorff pochwali ją w swoim artykule. Wkrótce o Sławie Przybylskiej miała usłyszeć cała Polska.

Kariera i miłość

Konkurs okazał się dla Sławy Przybylskiej trampoliną do kariery.

Wszystko zmieniło się po tym konkursie telewizyjnym. Po spektaklu całą Stodołą poszliśmy raz do kawiarni i podszedł do mnie pan z karteczką. Patrzę, a to pięciolinia, nuty, a on mówi: 'To jest dla pani piosenka do filmu'. Pytam, czy to jakiś żart, a on, że za dziesięć dni będzie nagranie. Patrzyłam, jakie to trudne, jaka skala szalona. Bo to było napisane na instrument, więc kompozytor się nie musiał ograniczać skalą. Tak zaśpiewałam 'Pamiętasz, była jesień' do filmu 'Pożegnanie'. Stałam się znana, zaczęły się propozycje koncertowe, wyjazdy. I nie musiałam się bać, że nie będę miała z czego żyć – wspominała Sława Przybylska w wywiadzie dla 'Wysokich Obcasów'.

Sukces zawodowy nie szedł jednak w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Jeszcze podczas studiów Sława Przybylska wyszła za mąż za kolegę z uczelni, Jerzego Kostarczyka. Ale choć wkrótce para powitała na świecie córeczkę, Blankę, jej narodziny nie zapobiegły rozpadowi małżeństwa. Artystka została sama z dzieckiem. Wielu mężczyzn co prawda starało się o jej względy, ale ona – pogrążona w smutku – odrzucała ich zaloty. Przełamać tę barierę udało się dopiero poznanemu na planie filmowym jednemu z najwybitniejszych polskich reżyserów. Problem polegał na tym, że Andrzej Munk był już wówczas żonaty z Halszką Próchnik, córką Adama Próchnika, zasłużonego działacza socjalistycznego. Ale kiedy 28-letnia Sława zaśpiewała w "Zezowatym szczęściu" "Kriegsgefangenenpost", pieśń jeńców wojennych, uczestników kampanii wrześniowej, powstałą w Oflagu IX B nad Lahnem, była tak charyzmatyczna, a sama scena pełna lirycznego napięcia, że reżyser natychmiast zauroczył się artystką. On również nie był jej obojętny. "Byłam zafascynowana jego twórczością, wiedzą, kulturą. I silnym magnetyzmem jego oczu" – mówiła artystka.

Zobacz wideo

Pomiędzy parą nawiązał się romans. Sława Przybylska wiedziała, że jej ukochany nie jest wolny. Ale uczucie było tak silne, że zgodziła się być "tą trzecią". Nie wiadomo, jak dalej potoczyłyby się losy tej miłości – być może Munk zostawiłby dla Przybylskiej żonę, a może uczucie po prostu by się wypaliło. Romans zakończył się jednak tragicznie. 20 września 1961 roku Andrzej Munk wybrał się do Łodzi sprawdzić, jak mają się prace nad scenografią do filmu "Pasażerka". Prowadzony przez niego fiat 600 zderzył się na skrzyżowaniu z ciężarówką. Ciężko rannego reżysera przewieziono do szpitala w Łowiczu, gdzie mimo wysiłków lekarzy zmarł. Sława Przybylska była zdruzgotana śmiercią ukochanego. Ale choć jej romans z Munkiem był w środowisku artystycznym tajemnicą poliszynela, oficjalnie nie wypadało o nim mówić. Dlatego żałobę mogła przeżywać tylko żona reżysera. Przybylska musiała cierpieć w samotności.

Ukojenie w muzyce

Sława Przybylska po śmierci ukochanego skupiła się na pracy. W latach 60. i 70. koncertowała na całym świecie. Szczególnie często odwiedzała Związek Radziecki. Muzyka pozwalała zapomnieć o bólu, niosła ukojenie. Po pewnym czasie okazało się, że przyniosła też kolejną miłość. Bo aktor, pisarz i poeta, były mąż Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej – Jan Krzyżanowski – zakochał się najpierw w głosie Sławy Przybylskiej.

Kiedyś Jan powiedział mi, że gdy był studentem, to na sylwestrowej imprezie usłyszał moje 'Tango Notturno'. Zachwycił się i powiedział, że dla takiej kobiety warto poświęcić życie. Po latach się sprawdziło. Ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. To uczucie rodziło się powoli. Poznaliśmy się na jednym z moich koncertów. Jan był wtedy dyrektorem Estrady Stołecznej i przyjeżdżał na wszystkie moje występy w okolicach Warszawy. I tak to się wszystko zaczęło – wspominała Sława Przybylska w wywiadzie dla magazynu "Viva".

Wspólne życie małżeństwa nie było jednak wolne od problemów. W 1981 roku Jan Krzyżanowski został dyrektorem warszawskiego Teatru na Targówku, a Sława Przybylska dołączyła do jego zespołu. Niestety kilka lat później ktoś ukradł z mieszkania pary kasety, na których nagrane były solidarnościowe piosenki. Materiały okazały się tak obciążające, że Krzyżanowskiego zwolniono ze stanowiska, a prasa nie zostawiła na małżonkach suchej nitki. W obliczu nagonki postanowili wyjechać z Warszawy. Wybór padł na Szczawnicę, gdzie Przybylska i Krzyżanowski organizowali warsztaty poezji dla uzdolnionej młodzieży. Nie zagrzali tam jednak długo miejsca. "Górale też nas nie chcieli, preferowali własną twórczość" – mówiła Przybylska.

Hiszpański azyl

Bezpieczną przystań małżonkowie znaleźli w podwarszawskim Otwocku. Dzielą pasję do języka hiszpańskiego i "Don Kichota". Artystka śpiewa również po hiszpańsku. Mąż przez lata zapowiadał jej koncerty, niestety kilka lat temu przeszedł udar i nie wrócił do pełnej sprawności. Artystka nie zamierza jednak rezygnować z występów. Mówi, że będzie śpiewać, jeśli choć jedna osoba będzie chciała jej słuchać. Sława Przybylska wciąż pamięta dramatyczne wydarzenia z dzieciństwa, dlatego postanowiła zrobić coś, by upamiętnić zamordowanych Żydów.

"Wiedziałam, że biegu historii nie cofnę, antysemityzmu też nie wykorzenię, ale miałam w sobie głęboką potrzebę postawienia osobistego pomnika pamięci. Dlatego poszłam na kurs jidysz, nawiązałam współpracę z Teatrem Żydowskim, nagrałam pieśni żydowskie, pięciokrotnie byłam na koncertach w Izraelu, wystąpiłam na festiwalu żydowskim w Vancouver. Robiłam wszystko, co mogłam, by ludzie zwrócili uwagę na żydowską kulturę i tragiczne losy tego narodu" – wyznała Sława Przybylska w wywiadzie dla magazynu "Viva".

Artystka jako sposoby na zachowanie sprawności wymienia dużo ruchu, snu i unikanie używek. Jest aktywna, podróżuje, odwiedza mieszkającą w Szwecji córkę, a także swoje wnuki i prawnuki.

Jeśli wypracuje się w sobie powody, by przeżyć pięknie kolejny dzień, żeby cieszyć się chwilą, a otoczeniu przekazać jak najlepsze myśli, to przemijania się właściwie nie zauważa, jest ono czymś naturalnym, jak naturalna będzie śmierć – powiedziała jakiś czas temu.
Więcej o: