Więcej niezwykłych historii o gwiazdach znajdziesz na Gazeta.pl
Jej życie przypominało jeden z przedwojennych filmów, w których grywała. Uważano ją za uosobienie kobiecości. W latach 30. minionego stulecia widzowie pokochali ją za role w "Trędowatej", "Granicy" czy "Znachorze". Zachwycano się jej słowiańską urodą i delikatnością, a talent doceniali także krytycy. Nic więc dziwnego, że do Elżbiety Barszczewskiej wzdychało wielu. Problem w tym, że amanci często nie byli stanu wolnego. Tymczasem ona, choć w końcu wybrała tego jedynego i deklarowała, że kocha tylko męża, miała problem z dochowaniem wierności. Elżbieta Barszczewska do końca życia obwiniała się też o to, że pierwsza żona jej męża, którą dla niej zostawił, popełniła samobójstwo.
Życie urodzonej 29 listopada 1913 roku Elżbiety Barszczewskiej było naznaczone skandalem od chwili, gdy pojawiła się na świecie. Jej matka - jak na ówczesne standardy - długo zwlekała z założeniem rodziny. Jako 30-letnia panna Maria Szumska poznała Witolda Barszczewskiego. Pomiędzy tym dwojgiem szybko pojawiło się uczucie. Problem polegał na tym, że Witold był już wówczas żonaty. Sprawy jeszcze się skomplikowały, gdy Maria zorientowała się, że jest w ciąży. Barszczewski poprosił żonę o rozwód, ale choć od lat ich małżeństwo istniało tylko na papierze, usłyszał odmowę. Elżbieta przyszła więc na świat jako nieślubne dziecko, co w ówczesnych czasach oznaczało plamę na honorze rodziny. Rodzice Marii zerwali z nią kontakt. Młoda matka wychowywała dziewczynkę sama.
Sytuację zmienił wybuch I wojny światowej. Państwa Szumskich ruszyło wówczas sumienie i postanowili wybaczyć córce - zaprosili ją, by wraz z dzieckiem zamieszkała z nimi. Natychmiast zakochali się w małej Elżuni i kiedy wojna dobiegła końca, nie chcieli nawet słyszeć o tym, by wnuczka się wyprowadziła. W świetle nowego prawa Barszczewski, który z żoną nie doczekał się dzieci, mógł uznać Elżbietę za córkę, co też zrobił. Chciał również ożenić się z Marią, ale dostał kosza.
Korzystając z nastręczających się możliwości, chciał się również legalnie ożenić z Marią, lecz ona, przywykłszy do życia na własną rękę, nie chcąc psuć wspomnienia ich bezinteresownego romansu i bojąc się ściągnąć na dziecko złorzeczeń pierwszej żony, wyjść już za niego nie chciała - notowała po latach w "Dzienniku" stryjeczna siostra matki Elżbiety Barszczewskiej, Maria Dąbrowska.
W swoich pamiętnikach Elżbieta Barszczewska wspominała, że jej dzieciństwo było naznaczone samotnością. "Skandal miał swoją cenę w postaci niechęci dalszych krewnych. Wychowywałam się w rodzinnym chłodzie" - żaliła się. Ale u dorastającej Elżbiety zaczął się ujawniać talent aktorski. Ponieważ ciotka ze strony ojca, Wanda Barszczewska, była aktorką, przepowiadano, że dziewczyna pójdzie w jej ślady. Tak też się stało. W 1934 roku ukończyła studia i wkrótce potem zadebiutowała w Teatrze Polskim, z którym pozostała związana niemal przez całe życie. Wkrótce kariera Barszczewskiej zaczęła błyskawicznie nabierać tempa.
Blond włosy splecione w długie warkocze, wielkie błękitne oczy i subtelne rysy twarzy sprawiały, że wyglądała jak wzorcowa panienka z polskiego białego dworku. A przy tym miała w sobie głęboko schowaną jakąś tajemnicę. Gdy tylko pojawiała się na scenie lub na ekranie, przykuwała uwagę - mówił o Elżbiecie Barszczewskiej Stanisław Janicki, krytyk filmowy.
W 1934 roku Elżbieta Barszczewska jeszcze jako studentka debiutowała na ekranie w filmie "Co mój mąż robi w nocy". Jej występ został świetnie przyjęty, w recenzjach pisano, że "roztacza wokół siebie czar i uwodzi". Uwodziła też prywatnie. W 1933 roku w szkole teatralnej Barszczewska zwróciła na siebie uwagę starszego o 9 lat studenta reżyserii. Powtórzyła się jednak historia, którą Elżbieta znała z rodzinnych opowieści - Marian Wyrzykowski miał żonę i dwie córki. Tymczasem na horyzoncie pojawił się drugi adorator, aktor Jan Kreczmar. I on jednak był już żonaty.
O swoich rozterkach Barszczewska opowiedziała podczas spaceru Marii Dąbrowskiej. "Elżunia zwierzyła mi się, że kocha się w niej dwu aktorów, Jan Kreczmar i Marian Wyrzykowski. A ona nie wie, którego z nich kocha naprawdę i nawet w ogóle, czy którego z nich kocha. W dodatku obaj są żonaci. Lecz oto trzeba zrobić wybór". Wybór padł na Wyrzykowskiego - on i Barszczewska wkrótce zostali kochankami. Tymczasem kariera aktorki nabrała rozpędu. W latach 1935-39 zagrała aż 13 głównych ról. Stworzyła niezapomniane kreacje m.in. w "Trędowatej", "Znachorze", "Dziewczętach z Nowolipek", "Granicy", czy "Trzech sercach". W 1939 roku skończyła zdjęcia do ekranizacji powieści "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej, gdzie zagrała Justynę. Do premiery dzieła nigdy jednak nie doszło - plany pokrzyżował twórcom wybuch wojny, negatyw filmu spłonął w Powstaniu Warszawskim.
Wybuch wojny przerwał karierę Elżbiety Barszczewskiej. Aktorka nie chciała grać dla Niemców, dlatego, podobnie jak wielu jej kolegów i koleżanek po fachu, znalazła zatrudnienie w kawiarniach - "Cafe Bodo" i "U aktorek". Należała do konspiracji, codziennie ryzykowała życie. W 1941 roku cudem uniknęła wysłania do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Hitlerowcy aresztowali ją wraz z 18 innymi kobietami i 100 mężczyznami w odwecie po wykonaniu przez podziemie wyroku na kolaborującym aktorze Igo Symie.
Wojna odbiła się na i tak trudnej relacji Elżbiety Barszczewskiej z Marianem Wyrzykowskim. Już wcześniej kochankowie miotali się pomiędzy namiętnością a oporami natury moralnej. I choć finalnie uczucie okazało się silniejsze, musieli pokonać wiele przeszkód. Oboje byli w Warszawie podczas Powstania. Przeżyli, ale po zakończeniu walk trafili do obozu, z którego uciekli. W powojennej zawierusze rozdzielili się - Elżbieta trafiła do Łodzi, jej ukochany został w Warszawie. Aktorka wróciła do stolicy pod koniec 1945 roku. Czekał tam na nią stęskniony kochanek, rozłąka tylko umocniła ich uczucie. Mężczyzna zdecydował się na rozwód z żoną. 3 lutego 1946 Elżbieta Barszczewska i Marian Wyrzykowski wzięli skromny ślub. Nie wyprawili wesela, świętowali jedynie herbatą u znajomych.
W tym samym roku na świat przyszedł syn pary, Juliusz. Wydawało się, że w życiu Elżbiety Barszczewskiej zapanował spokój. Aktorka w dzienniku pisała:
To dziwne, spośród mężczyzn, którzy ofiarowali mi swe namiętne czy głębokie uczucie na chwilę czy na całe życie, gdybym mogła na nowo wybierać, wybrałabym właśnie Mariana. Kocham go i właśnie on, a nikt inny miał być ojcem mojego syna Jula!
Ale, jak często bywa, słowa nie odzwierciedlały czynów. Pod koniec lat 40. Elżbieta Barszczewska dołączyła do zespołu odbudowanego Teatru Polskiego. Na jego deskach występował również Władysław Hańcza. W 1953 roku on i Barszczewska zostali obsadzeni w dramacie Juliusza Słowackiego. Wkrótce romantycznie zrobiło się też poza sceną - choć Władysław był wówczas mężem aktorki Barbary Ludwiżanki, oczarowały go wdzięki Elżbiety. Ona, zakochana w mężu, dość długo się opierała, ale jednocześnie była pod wrażeniem arystokratycznych manier, pewności siebie i poczucia humoru Hańczy. Wreszcie pomiędzy dwojgiem aktorów wybuchł romans. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że Wyrzykowski i Hańcza byli bliskimi przyjaciółmi. Barszczewska miała jednak tak wielkie wyrzuty sumienia, że miłosny epizod szybko zakończyła. Ale spokój nie gościł długo w jej życiu. Pewnego dnia Marian Wyrzykowski dostał tragiczną wiadomość - jego była żona popełniła samobójstwo.
Jest Mój Malutki Dom, który kocham! Jesteśmy troje ludzi!... Zakotwiczeni w Małej Przystani. Dwoje ludzi dorosłych i jeden mały człowiek, za którego jesteśmy odpowiedzialni - pisała Elżbieta Barszczewska w pamiętniku pod koniec lat 50.
Ale jej życie było dalekie od sielanki. Choć przyczyna, dla której Czesława Szurszewska targnęła się na swoje życie, nigdy nie wyszła na jaw, Elżbieta Barszczewska zadręczała się myślą, że do ostateczności popchnął ją rozwód.
Zawodowo Elżbieta Barszczewska podzieliła losy innych niedocenianych gwiazd przedwojennego kina. Mówiono, że jej typ urody nie pasuje do opowieści o ludziach pracy. Odeszła w zapomnienie, nie otrzymując naprawdę ciekawych propozycji filmowych. Jej talent widzowie mogli podziwiać na deskach teatru. "Teatr całkowicie mi wystarcza" - kwitowała Barszczewska. Ale i tu miała konkurencję. I to nie byle jaką, bo w osobie Niny Andrycz, żony ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza. To ona dostawała najlepsze role wielkich romantycznych bohaterek. Gdy kiedyś dyrektor teatru August Kowalczyk obsadził Elżbietę Barszczewską w roli Marii Stuart, musiał zmienić decyzję po interwencji osób związanych z partią.
Tymczasem syn Elżbiety Barszczewskiej, Juliusz, poszedł w ślady rodziców. Chłopca jako kilkutygodniowe niemowlę zawinięto w teatralną kurtynę, co miało mu zagwarantować powodzenie na artystycznej drodze. Barszczewska była wobec jego występów niezwykle wymagająca i krytyczna. Juliusz opiekował się matką pod koniec jej życia po tym, jak w 1970 roku zmarł Marian Wyrzykowski. Po raz ostatni Elżbieta Barszczewska pojawiła się na scenie w 1981 roku jako Sara Bernhardt w sztuce Johna Murrella "Wspomnienie". Rolą pożegnała publiczność. W swoim pamiętniku notowała wówczas:
"Marnie się czuję... Tak zabawnie serce mi bije. Może to jeszcze nie koniec".
Nie był. Zmarła 14 października 1987 roku.