Aleksandra Pajewska-Klucznik: Opisałeś na Facebooku historię o dziewczynie, która oskarża o gwałt "gwiazdora" z TVP. Ty nie podałeś wprawdzie nigdzie nazwiska, ale Jarosław Jakimowicz sam zaczął się tłumaczyć, a następnie zapowiedział, że poda cię do sądu. Dostałeś już pozew? Obawiasz się?
Piotr Krysiak: Nie, nie dostałem, ale czekam. O ile kiedykolwiek przyjdzie. Na pewno nie będę uciekał przed żadnym pozwem w tej sprawie, tyle mogę powiedzieć. Zupełnie się tego nie obawiam, jestem spokojny.
Wierzysz w tłumaczenia i zaprzeczenia, które pojawiły się po twojej publikacji?
Powiem tak: mój "gwiazdor" w dość krótkiej rozmowie telefonicznej ze mną zaprzeczył, że był kiedykolwiek w jakimkolwiek Łukowie. Kiedy wymieniłem nazwę hotelu, nie za bardzo wiedział, o jaki hotel chodzi. Starałem się go naprowadzić, mówiłem mu, jak się nazywa konkurs, o którym mowa, ale zdecydowanym głosem powiedział, że nigdy tam nie był. Do dziś nikt go nie zapytał: dlaczego kłamał?
Czyli twierdzisz, że złapałeś go na kłamstwie?
Rozmawiałem z ludźmi, którzy go tam widzieli. I to nie była jedna osoba. Zresztą z tego, co udało mi się dowiedzieć, to zna on doskonale organizatora tego konkursu, ale do tego zapewne dojdziemy.
Czy od czasu tej jednej rozmowy, której nagranie opublikowałeś na Facebooku, on próbował się jakoś z tobą kontaktować? Bezpośrednio lub przez osoby trzecie?
Nie kontaktował się ze mną. Nikt też się ze mną nie skontaktował, kto miałby doprowadzić do jakiejkolwiek rozmowy między nami, bo i po co? Natomiast odzywa się do mnie mnóstwo jego znajomych i kolegów, głównie byłych, którzy czują, że, delikatnie mówiąc, nie tylko ich zawiódł, ale nadwyrężył ich zaufanie. Odzywają się również kobiety, które mają nie najprzyjemniejsze doświadczenia z tym gwiazdorem.
Skoro zgłaszają się do ciebie kolejne osoby z jakąś wiedzą, to rozumiem, że dalej prowadzisz śledztwo w tym temacie?
W pierwszym tekście [wpisie na profilu facebookowym Krysiaka – przyp. aut.] obiecałem, że to nie koniec. Czekam na rozwój sytuacji. W przypadku niektórych milczenie powinno być złotem. Oczywiście rozmawiam z tymi, co piszą i dzwonią, bo instynkt dziennikarza tak podpowiada. Zwłaszcza, że ci ludzie często chcą się po prostu wyżalić. Dostaję mnóstwo mega ciekawych informacji, np. zdarzyła mi się taka sytuacja, że zadzwonił do mnie mężczyzna, który powiedział, że o wiele rzeczy można tego "gwiazdora" oskarżyć i on wiele z nich mógł zrobić, ale on go zna i nigdy by nie zgwałcił kobiety. Rozmawialiśmy długo, kilka dni później ten mężczyzna poczytał, pooglądał, posłuchał, co publikują media i… zadzwonił do mnie ponownie. Zmienił zdanie. Powiedział, że coś jednak musi być na rzeczy, bo ten "gwiazdor", według jego relacji, w taki sam sposób zachowywał się w stosunku do niego, gdy ponoć go oszukiwał.
Wiele osób przypomniało sobie lub dopiero odkryło słynną już autobiografię…
O przepraszam, chyba się pomyliłaś! To jest przecież fikcja artystyczna… czy też nowy gatunek literacki autobiografia fikcyjna...
… Do tego zmierzam. Skoro twierdził, że go tam nie było, a podobno był, następnie twierdził, że to jest prawdziwa biografia o jego życiu, a teraz zaprzecza… Albo kłamie teraz twierdząc, że nie jest to prawda, albo kłamał wtedy zapewniając, że jest. Być może stąd ludzie wokół niego mają wątpliwości.
Taki nie najmłodszy Pinokio się z tego wyłania (śmiech). Ja mam związane ręce, bo nie stoi za mną żadna redakcja, ale sprawą teraz zajmuje się wielu dziennikarzy i mam nadzieję, że dokładnie przeanalizują te "pomyłki" w śledztwie [ma trwać w sprawie domniemanego gwałtu od ośmiu miesięcy - przyp. aut.], te niezgadzające się daty, rzekomą próbę wrzucenia przez tę pokrzywdzoną kobietę, która wciąż utrzymuje, że "gwiazdor" ją zgwałcił, wepchnęła choreografa pod pociąg, na co mają być dowody w postaci nie tylko filmów, ale również niepodważalne. Pojawiła się wersja, że pokrzywdzoną zatrzymała policja na dworcu centralnym. Problem w tym, że policja zaprzecza.*
*[Jakimowicz w wywiadzie dla Niezależna.pl: „- Podwiozłem go [organizatora] i pojechałem do domu, jednak zanim dotarłem, dostałem od niego telefon. Opowiedział mi, co się stało na dworcu. Według jego relacji ta kobieta chciała wepchnąć pod pociąg choreografa, który pracował podczas konkursu. I wtedy to właśnie organizator powiadomił policję o zdarzeniu. Są nagrane filmiki, które pokazują zachowanie tej kobiety. To są fakty, które potwierdzi organizator, chłopak, który te filmiki nagrywał i w końcu same nagrania. Według mojej wiedzy policja zawiozła ją do szpitala psychiatrycznego - chyba na Sobieskiego, nie do szpitala ginekologiczno-położniczego - i tu mi się ta historia kończy" - przyp. aut.].
Skąd to wiem? Kilkudziesięciu dziennikarzy, dokładnie 35, do tej pory pytało o to zdarzenie komendanta posterunku na Dworcu Centralnym – takiej sytuacji nie było w ogóle, na pewno nie 3 lutego. Policja nie podejmowała wtedy żadnej podobnej interwencji. Natomiast było pierwszego lutego na peronie czwartym, około godziny 14 takie zdarzenie, że jeden z pasażerów poinformował komisariat, że po peronie chodzi kobieta, która się dziwnie zachowuje. Przypomnijmy, że "gwiazdor" na zgrupowaniu pojawił się 2 lutego, do gwałtu miało dojść w nocy z 2 na 3. 3, według tego wspomnianego wywiadu, miało dojść do sytuacji na dworcu, żadna kamera nic takiego nie zarejestrowała i jak mówiłem, policja nikogo nie aresztowała.
Z ofiary próbuje się zrobić "wariatkę", mówię oczywiście w cudzysłowie, bo tak próbują ją nazywać, a to jest przecież znaną praktyką. Ja konkursy piękności opisuję i obserwuję od wielu lat, choć już po pierwszym, na którym byłem, chciało mi się wymiotować. Była też już kiedyś taka głośna sprawa, gdzie dziewczyna złożyła podobne zawiadomienie i też ją tak określano jako "wariatkę".
Ja tutaj – i to ponownie podkreślam – nie przesądzam, i w moim poście też nie przesądziłem, czy do gwałtu doszło czy nie, ale kobieta wciąż podtrzymuje, że tak.
Pisałeś w swoim poście, że ta osoba ma jakieś powiązania ze światem przestępczym. Czy ty się w tej sytuacji nie obawiasz o swoje życie?
Wiesz, to jest ryzyko zawodowe. Ja mimo wszystko tych jego kontaktów bym nie przeceniał. Wątpię, by jakikolwiek gangster podniósłby rękę na dziennikarza nawet w Polsce, choć fanatycy się zdarzają. Żyję w bardzo rozwiniętym demokratycznie kraju, rządzonym przez lidera Socjalistycznej Partii Robotniczej [Piotr Krysiak mieszka w Hiszpanii – przyp. aut.], w którym szanowane są wolności wszelakie: wyboru, orientacji, panuje tolerancja, a państwo parasolem ochronnym otacza ofiary, nie sprawców czy podejrzewanych. Może kiedyś będzie tak i w Polsce – marzę o tym. Wiesz myślę, że na zachód od naszej granicy ciężko byłoby znaleźć kraj, w którym ktoś chciałby stawać w obronie faceta, którego kobieta oskarża o gwałt… Nawet wśród gangsterów. Może kiedyś prokuratura to wyjaśni. Bo póki co to prokuratura w Łukowie, pod nadzorem prokuratora okręgowego w Lublinie, zgubiła kilka miesięcy ze śledztwa – bo twierdzi, że trwa od ośmiu miesięcy, a jak sobie to policzymy, to do zdarzenia miało dojść prawie rok temu. Gdzieś to śledztwo pobłądziło… W nim dużo rzeczy się nie zgadza – pojawiają się informacje, że ta dziewczyna miała zostać aresztowana, policja z kolei zaprzecza… Miała pojechać do jednego szpitala, wiemy, że nie była w tym szpitalu. Strasznie w tym jest dużo nieścisłości i sprzeczności. Ja w swojej dwudziestokilkuletniej karierze nigdy, poza sprawą seksafery w Samoobronie, nie spotkałem się z podobną sytuacją, by prokurator okręgowy obejmował specjalnym nadzorem śledztwo w sprawie gwałtu, którego – jak twierdzi gwiazdor TVP – w ogóle nie było.
Czy uważasz, biorąc pod uwagę miejsce pracy tej osoby, że śledztwo ruszy po tym nagłośnieniu?
Ja myślę, że ten mój post i zaangażowanie dziennikarzy przyniesie skutki – prokuratura wnikliwiej to zbada, może śledztwo przyspieszy, może już przyspieszyło. Dzięki temu trudniej będzie to zamieść pod dywan, choć przecież tu wszystko jest możliwe. Nie oszukujmy się – śledztwo prowadzi prokuratura, której szefem jest polityk, Prokurator Generalny i Minister Sprawiedliwości oraz przewodniczący Solidarnej Polski w jednej osobie, który jest kolegą Prezesa Telewizji Polskiej, który jeszcze niedawno był jego partyjnym podwładnym. Prezes telewizji z kolei jest szefem "gwiazdora" i nie widzi kłamstw i nieścisłości w tłumaczeniach w tej sprawie, ale nie ma się co dziwić, przecież o 19.30 też nic nieprawdziwego nie widzi. [Oświadczenie w sprawie Jakimowicza wydał dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski: "Żaden z pracowników oraz współpracowników Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, zaangażowanych w produkcję programów z udziałem pana Jarosława Jakimowicza, nie zgłosił zastrzeżeń do zachowania Jakimowicza […] Po drugie – oskarżany współpracownik pisemnie zapewnił, że formułowane pod jego adresem oskarżenia oraz insynuacje są nieprawdziwe, a zdarzenie opisane w internecie przez Piotra Krysiaka nie miało miejsca. Pan Jarosław Jakimowicz skierował także do sądu pozew oraz prywatny akt oskarżenia za zniesławienie przeciwko Panu Piotrowi Krysiakowi" – czytamy w oświadczeniu. - przyp. aut.]
Czyli jednak ktoś go broni.
Nie chciałbym obrazić prokuratorów, bo znam wielu bardzo dobrych, ale w takiej sprawie, z takim wyjątkowym podejrzewanym, nie wierzę, żeby nie poinformowali Prokuratora Generalnego. A przecież poszkodowana pokazała swoje filmy, nieoficjalnie dowiedziałem się też, że zabezpieczono filmy z monitoringu hotelowego.
Wracając do pozwu. Ktoś ma mnie pozwać. Powiem tak: płakać nie będę – ja się w sumie cieszę bardzo z tego powodu. Myślę, że mój pełnomocnik z pewnością poprosi o wgląd w akta tej sprawy z Łukowa, a wtedy dowiemy się, co jest na nagraniach, czy są wszystkie z całego wieczora, nocy i poranka, co jest w zeznaniach, co mówią lekarze, policjanci czy uczestniczki, organizatorzy i inni przesłuchani. A musi ich być dużo, skoro w ciągu roku jeszcze wszystkich nie przesłuchano.
Niedawno ukazał się wywiad z jedną z dziewczyn i ona nie staje po żadnej ze stron, ale potwierdza wersję, że on za nią ruszył, poszedł do pokoju. Ona też mówi, że flirtował z nimi przy stole, karmił je. Ten, który się poczuwa, że to on jest tym "gwiazdorem", którego opisuję, mówił w jednym z wywiadów, że on absolutnie nie był z nią sam w pokoju, był z jej koleżankami i rozmawiał. Chciał ją uspokoić. Nikt tego jednak nie potwierdza – pewnie za wyjątkiem organizatora konkursu. Na nagraniach widać co innego, ta dziewczyna, która udzieliła wywiadu WP też mówiła, że oni zniknęli we dwoje i pojawili się dopiero nad ranem. Gwiazdor na śniadaniu, a zdenerwowana kobieta przed hotelem.
Uczestniczka konkursu, która rozmawiała z WP, powiedziała też, że wszystkie dziewczyny się od tej, która utrzymuje, że została zgwałcona, odsunęły.
Powiedziała też, że żałuje tego, jak postąpiła i że posłuchała w tej sprawie organizatorów, wykasowała ją [pokrzywdzoną - przyp. aut.] ze znajomych w portalach społecznościowych i zerwała kontakt. Racjonalnie to tłumaczy, że zależało jej na udziale w konkursie. I to jest kolejna klasyka działania organizatorów konkursów Miss.
Nie jest też do końca prawdą, że ona została usunięta z konkursu, bo sama z niego zrezygnowała. Ale przecież to lepiej brzmi, że wywalili "wariatkę". Niewiarygodnie zasznurowane usta w tej sprawie ma właściciel tego konkursu, Paweł Majewski, który skontaktował się ze mną już dwie godziny po publikacji mojego postu zarzucając mi najpierw kłamstwo, potem prosząc, bym to skasował do następnego dnia i obiecał, że mi wszystko wyjaśni. Wysłałem mu mój numer, poprosiłem o telefon i powiedziałem, że jeśli mi udowodni, że to bzdura, przekona mnie do swojej wersji, to usunę ten tekst. Powiedział mi wtedy, że już zaraz zadzwoni, tylko podłączy telefon do ładowarki. Czekałem kilkadziesiąt minut i w końcu zapytałem: czy porozmawiamy? Chciał tylko pisać, bo nie był w stanie zadzwonić. Ja jednak naciskałem na telefon, on obiecał, że zadzwoni kolejnego dnia. I już nigdy się nie odezwał. Dwa miesiące temu był jeszcze bardzo rozmowny. Na jego koncie na Facebooku jest zamieszczona rozmowa z 7 listopada 2020 r., gdzie występuje w programie "W kontrze" i opowiada o tym, jak wygląda życie w Wielkiej Brytanii w czasie pandemii, dwukrotnie używa nazwy "Miss Generation", czyli swojego konkursu. Z prowadzącym nie ukrywają, że są w świetnej relacji towarzyskiej. Właściwie cała ta ich rozmowa sprowadza się do tego, jakimi to są podrywaczami i kobieciarzami. Na dodatek ten pan Jakimowicz, który uważa się za tego "gwiazdora", powiedział w trakcie tego programu, że bardzo chciałby zobaczyć te dziewczyny i przyjechać na konkurs, ale znowu nie przyjedzie… Czyli tak jakby przekonywał na antenie TVP, że ich nigdy wcześniej nie widział. Czy wynika z tego, że znów kłamie?
Nowa książka, nad którą pracujesz, zahacza o ten temat?
Nie. Jest o gwiazdorach, ale nie o takich podejrzewanych o gwałt.
Czy ty jakoś sobie upodobałeś ten temat znajdowania haków na celebrytów?
W tej będą nie tylko celebryci, ale też politycy, znani biznesmeni. Mogę chyba już zdradzić – to będą "Dziewczyny z Dubaju 2". Od wielu lat chciałem przywrócić na rynek reportaż uczestniczący, czy jak kto woli "wcieleniowy". No i częściowo mi się udało.
A co się dzieje z poprzednim projektem, filmem na podstawie twojej książki "Dziewczyny z Dubaju"?
Ja filmu nie produkuję. Zajęli się tym specjaliści. Oczywiście czekam na niego z niecierpliwością, ale mamy spór z producentem. Od dwóch lat komunikujemy się za pośrednictwem prawników. Nadal gram po tej samej stronie boiska, co producenci i mam nadzieję, że to będzie dobre kino. Z tego, co wiem, premiera jest przełożona na listopad.
Czyli ekranizację „Dziewczyn z Dubaju 2” zrobisz z kimś innym?
Tak, zdecydowanie. Drugi film na pewno będę robił z kim innym. Natomiast żeby było jasne - finansowo producent na razie wywiązuje się z umowy.