• Link został skopiowany

Maja Hyży ujawniła niepokojące kulisy hospitalizacji. Tym ją zarażono. "Zamarłam"

Maja Hyży udzieliła wywiadu, w którym opowiedziała o zmaganiach z poważną chorobą. Przeszła operację, ale niestety, pojawiły się poważne powikłania. Musiała poddać się kolejnemu zabiegowi.
Maja Hyży
Fot. Instagram/@majahyzy

Maja Hyży 7 grudnia zeszłego roku opublikowała zdjęcie ze szpitalnego łóżka, informując, że przeszła operację. Już wcześniej przekazywała, że czeka ja poważny zabieg. Opuściła szpital, ale pojawiły się komplikacje, przez które ponownie trafiła do placówki. Wszystko przez zakażanie. O sytuacji zdrowotnej opowiedziała w rozmowie z portalem Plejada. Celebrytka nie ukrywa, że to dla niej trudny czas.

Zobacz wideo Maja Hyży przemówiła ze szpitala. Tak się czuje

Maja Hyży przeżyła zakażenie gronkowcem. To nie koniec jej zdrowotnych problemów 

Piosenkarka zmaga się z rzadką chorobą Otto-Chrobaka, która dotyka stawu biodrowego. Schorzenie to polega na stopniowym zagłębianiu się dna panewki do wnętrza miednicy. Problemy wokalistki pojawiły się już w dzieciństwie. "Lekarze w tamtych czasach nie wiedzieli, co mi jest. Przez rok bujałam się po szpitalach" - wyjawiła gwiazda w rozmowie z Plejadą. "Moja mama otrzymała informację od mojego lekarza, że do końca życia będę poruszała się na wózku inwalidzkim. (...) Słyszałam różne diagnozy — że mi rośnie noga, że muszę nosić wkładkę. Absurdy. Strasznie błądziliśmy. Jeździliśmy do lekarzy ortopedów, którzy powinni wiedzieć, co mi jest" - opowiadała. W końcu znalazła pomoc. 

Maja Hyży udała się na operację w konkretnym celu. "Jestem pierwszą na świecie dziewczyną w tak młodym wieku, która boryka się z chorobą Otto-Chrobaka. Najczęściej ta przypadłość dopada osoby starsze. Moja endoproteza się zużyła (miałam ją od 12. roku życia), więc zaprosili mnie do szpitala — lekarze musieli ją wyciągnąć" - wyjawiła. Niedługo po operacji ponownie trafiła do szpitala. "Po miesiącu musiałam wrócić do szpitala, bo zostałam zarażona gronkowcem. Zamarłam, bo ja zawsze tylko słyszałam o tym zakażeniu." - przekazała w rozmowie z portalem. 

 To jest naprawdę poważna rzecz. Ludzie też umierają na gronkowca. Byłam przerażona, bo to był okres świąt Bożego Narodzenia. Jak byłam w Kołobrzegu, to wysłałam zdjęcie rany do lekarza

- mówiła. 

Maja Hyży przeszła dwie poważne operacje w krótkim czasie. Tak sobie radzi

Piosenkarka wyznała, że jak tylko przyjęto ją do szpitala, dowiedziała się, że kolejnego dnia będzie operowana. "Mój organizm naprawdę mocno dostaje po d***e. Dwie operacje miesiąc po miesiącu. Miałam anemię, przetaczaną krew, kroplówki, kroplówkę z antybiotykami. Wyglądałam bardzo źle. Schudłam sześć kilogramów. Jestem bardzo szczupłą osobą, więc u mnie każdy kilogram jest na wagę złota. To była katorga dla mnie w szpitalu" - przekazała gwiazda. Ze słów Hyży wynika, że w pewnym momencie ważyła już 44 kilogramy. "To jest naprawdę bardzo mało. Widziałam po nogach, po twarzy — wszystko mi 'zjechało'. Byłam przezroczysta. Brak apetytu zrobił swoje. Do tego doszła frustracja i dół psychiczny" - mówiła w wywiadzie dla Plejady. 

Obecnie Hyży jest w domu i cały czas musi poruszać się o kulach. "Aktualnie czuję się dobrze, aczkolwiek kumuluje się we mnie coraz większa frustracja" - stwierdziła. "Moje codzienne życie jest bardzo utrudnione, bo nie mogę nic wziąć do ręki, nie mogę niczego przenieść" - dodała wokalistka. Obecnie Hyży czeka na endoprotezę, która przyleci do niej z USA. "Mam nadzieję, że będę czekać trzy miesiące — tyle, ile obiecał lekarz. Po cichu liczę, że pod koniec marca będę już pracować nad formą i powrotem do aktywności" - podsumowała. 

Więcej o: