Na początku września "Gazeta Wyborcza" informowała o zatrzymaniu osób podejrzanych o rozbój z użyciem niebezpiecznych narzędzi. - Sprawcy groźbą zmusili pokrzywdzonego do przelania na wskazane przez nich konto miliona złotych - podawali śledczy z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Jedną z aresztowanych osób jest Jacek B., utytułowany dziennikarz śledczy i nieślubny syn Krzysztofa Materny. Reprezentująca go mecenas Aleksandra Kokoszka przekazała wówczas, że jej klient nie przyznaje się do winy i nie zgadza z wersją wydarzeń, którą przedstawił pokrzywdzony. Teraz w sprawie pojawiły się nowe informacje.
Jak ustalił "Fakt", miesiąc od aresztowania Jacek B. nadal nie wyszedł na wolność, choć ubiegał się o zwolnienie z aresztu. - Zobaczymy, co będzie dalej i czy prokuratura będzie go przedłużała. Na razie czekamy więc na jakieś czynności procesowe z naszym udziałem. Wniosek i zażalenie na areszt został złożony, ale mój klient nadal nie wyszedł na wolność - przekazała tabloidowi Aleksandra Kokoszka. Jackowi B. grozi do 20 lat pozbawienia wolności. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", już wcześniej miał być skazywany m.in. za rozbój i przywłaszczenia.
O Jacku B. zrobiło się głośno w 2017 roku. Jak przekazał wówczas mediom, dopiero wtedy dowiedział się, że jego biologicznym ojcem jest Krzysztof Materna. Informację tę miały potwierdzić badania genetyczne. - Całe życie myślałem, że moim ojcem jest człowiek, który zostawił mnie i mamę, gdy miałem kilka miesięcy. Byłem przekonany, że nie uznał mnie jako syna - mówił na łamach "Twojego Imperium". Jacek B. dodał, że widział się z Krzysztofem Materną, a spotkanie miało przebiec w pozytywnej atmosferze. Podkreślił jednak, że nie zamierza wymuszać na nim budowania relacji. - To prawda, że pan Krzysztof jest moim ojcem, ale prawdziwe więzi między ludźmi tworzą się w trakcie wspólnego życia i spędzania czasu. Obaj jesteśmy dojrzałymi mężczyznami, nikt nikomu nie będzie rzucać się na szyję - dodał.