Sandra Kubicka słusznie nie zgadza się na hejt. Jednak na ostatnie niechciane wiadomości zareagowała agresją słowną, która nie powinna mieć miejsca. Chodzi o odpowiedzi na InstaStories, które uderzały nie tylko w nią, ale również w jej malutkiego syna. Kubicka pokazała bowiem wiadomości, jakie otrzymuje od hejterki. "Za starych czasów to by się takiej babie dało w pysk i by się zamknęła. Teraz nic nie wolno, ale obrażać słownie można" - napisała zaskakująco pod jednym ze screenów. Pod inną wiadomością też nie gryzła się w język. "Kolejny dzień, kolejna psychopatka. Kiedy to będzie karalne?" - zapytała. Później zaczęła się na nagraniu tłumaczyć. I padły groźby. - Mnie można nie lubić. Można mieć zdanie o mnie jakie chcecie. Unfollow po prostu. Nie musicie tu siedzieć i się gapić i mnie słuchać. Ale pisać takie rzeczy o dziecku? To już jest podłość. Absolutna podłość. Przysięgam, że jakby taka kobieta - sorry babsko takie - by mi powiedziało coś takiego na żywo, to by się dowiedziała, gdzie ja się wychowałam i jak się tam załatwiało sprawy. Wiecie, co mnie przeraża? Że codziennie mijamy tysiące ludzi na ulicach. I mijamy takich ludzi. I nie mamy pojęcia, że to są oni - stwierdziła modelka i później odpowiedziała na pytanie, dlaczego rzekomo nie blokuje hejterów. Stwierdziła, że to robi, ale nie może zapanować nad każdym komentarzem. - Te larwy się rozmnażają. Mam wrażenie, że jest ich coraz więcej - dodała.
Niedawno fani Sandry Kubickiej zaczęli się o nią martwić. "Sandra, co się stało, martwię się", "Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać, wszystko ok?" - dopytywali w wiadomościach prywatnych. Poszło o to, że influencerka od jakiegoś czasu ma zablokowane komentarze pod postami. Modelka nie ukrywała wtedy, że jest jej trudno, a takie słowa ze strony internautów potęgują to, że nie czuje się najlepiej. "Moja samoocena spadła na ziemię. Co się stało? Jestem matką dwumiesięcznego dziecka, które chce jeść co półtorej godziny. Ale dzięki za troskę" - odpisała z rozbrajającą szczerością w relacji na InstaStories.
Dopiero co Sandra Kubicka i ojciec jej dziecka polecieli nad Bałtyk samolotem. Modelka jak to ma w zwyczaju, oczywiście szczegółowo zrelacjonowała pierwszą długą podróż pociechy na InstaStories. Najbardziej obawiała się nadawania bagaży. "Co to jest za eskapada. Trochę byliśmy zestresowani przy nadawaniu bagaży, ale już jest luz" - napisała. Okazuje się, że Leonard to urodzony obieżyświat. "Leoś zniósł lot książkowo, lepiej lot niż samochód, ale wyssał to, mam nadzieję, z mlekiem matki. Nie zapłakał ani razu w samolocie (...) Jesteśmy z niego bardzo dumni" - stwierdziła. Zdradziła też, że na lotnisku spotkała Dariusza Michalczewskiego.