Timothée Chalamet nie może narzekać na brak nowych kontraktów. Po świetnym występie w "Wonce" i jeszcze lepszym w "Diunie" aktor nie schodzi z planów filmowych. Wiele osób zwraca uwagę, że choć aktor jest naprawdę popularny, to wydaje się stąpać twardo po ziemi. Wszyscy zachwycają się jego podejściem do fanów. Timothée rzadko odmawia wywiadów, a przy ich udzielaniu zawsze jest życzliwy i uśmiechnięty. Co jednak jeśli Chalamet jedynie udaje miłego? Sporo szumu wywołały ostatnie doniesienia na temat zachowania aktora na planach filmowych. Sytuacja nie wygląda za ciekawie.
Niedługo na ekranie będziemy mogli zobaczyć nową produkcję z idolem młodego pokolenia. Timothée zagra w filmie biograficznym o Bobie Dylanie. To właśnie na planie "A Complete Unknown" miało dojść do nieprzyjemnych sytuacji. - Chalamet był hiperparanoikiem. Nie wolno nam było nawiązać z nim kontaktu wzrokowego ani się przedstawić - mówiła osoba z produkcji w rozmowie z "Daily Mail". W tym samym wywiadzie inny informator donosił, że podczas jednego ze spotkań Chalamet rzekomo wpadł we wściekłość i zrugał asystenta produkcji niskiego szczebla, który robiąc zdjęcie zaćmienia słońca, przypadkowo uchwycił aktora. Ponadto Timothée miał nienawidzić sytuacji, w których jego próby były oglądane przez ekipę filmową. "Daily Mail" donosi również, że gwiazdor żywił szczególną niechęć do aktorów "zastępczych".
Do sprawy odniosła się wytwórnia Searchlight Pictures, która wystosowała oświadczenie. "Szacunek i profesjonalizm są wszelako kwestiami, które traktujemy bardzo poważnie. Gdy tylko pojawiły się skargi, problemy były natychmiast oceniane i rozwiązywane" - brzmi jego treść. Przedstawiciele twierdzą także, że zarzuty wobec Chalamet są "przesadzone". Sam aktor ani jego przedstawiciele nie odnieśli się do afery. ZOBACZ TEŻ: Drama między Timotheem Chalametem a Seleną Gomez? Kylie Jenner miała być o to zazdrosna