Mateusz Morawiecki niedawno stanął przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych. Podczas tejże puściły mu hamulce i zaatakował żonę przewodniczącego Dariusza Jońskiego. 29 maja były szef rządu stanął przed kolejną komisją. Tym razem komisją śledczą ds. legalizacji pobytu cudzoziemców na terytorium RP. Jak poradził sobie tym razem? Jego wystąpienie specjalnie dla Plotka ocenili eksperci, politolożka i medioznawczyni dr Emilia Zakrzewska oraz Maurycy Seweryn, który specjalizuje się w przygotowaniach do wystąpień publicznych i odczytuje mowę ciała.
Maurycy Seweryn w rozmowie z Plotkiem zaczął od tęgo, że duża część pierwszej części wystąpienia byłego premiera na komisji śledczej była wyreżyserowana. Specjalista od razu zwrócił uwagę na dłonie i nadgarstki świadka. - Jest bardzo dobrze do niej przygotowany. Elementem potwierdzającym to zachowanie jest to, że przyjął wyreżyserowaną przez współpracowników pozycję ułożenia rąk w ten sposób, że dłonie znajdują się jakieś 15-20 cm od krawędzi stołu - usłyszeliśmy. Okazuje się, że polityk zaliczył jednak wpadkę. - Były premier był lekko pochylony. Troszeczkę za mocno popychał też głowę. To jego współpracownikom w tym zakresie doradzania nie wyszło, ponieważ tworzy się tzw. agresywne ułożenie głowy - patrzenie spode łba, spod byka - ocenił ekspert.
Na tym nie koniec. Maurycy Seweryn dostrzegł także te zachowania Mateusza Morawieckiego, które świadczyły o zdenerwowaniu polityka. - W pierwszej godzinie i czterdziestej minucie zauważyłem, że pojawiają się zachowania, które świadczą o prawdziwym nastawieniu byłego premiera. Mianowicie to ułożenie reżyserowane to jest jedno, to jest to, co ludzie mają zobaczyć, natomiast kiedy Morawiecki nie czuł się komfortowo i nie był w stanie tego kontrolować, wychodziły jego prawdziwe emocje. Przenosił wówczas swoje dłonie na pozycję mniej więcej dwóch centymetrów od krawędzi stołu lub nadgarstki lądowały na samej krawędzi stołu. Są to ułożenia wycofania się z pozycji, w której premier siedzi. To są tzw. szczątkowe zachowania pozycji - starter: chcę wstać, chcę wyjść. One świadczyły o prawdziwym nastawieniu przesłuchiwanego. On tam nie chciał być, ale musiał - dodał.
Według eksperta Mateusz Morawiecki próbował ukryć stres i zdenerwowanie poprzez częste poprawianie członków komisji i mentorski sposób mówienia. - Pomimo chęci dawania lekkich prztyczków członkom komisji, cały czas Mateusz Morawiecki zdradzał swoje emocje w typowy dla osób zdenerwowanych sposób. Mianowicie pocierał kciukiem palec wskazujący. Do tego stopnia te emocje były silne, że robił to na różnym poziomie, bo miał różnie ułożone dłonie. Dodatkowo działo się to w przypadku obu dłoni. Takie podwójne gesty można porównać do działania do kwadratu. Są one bardzo silnie widoczne i bardzo silnie wzmacniane - usłyszeliśmy.
Specjalista od wystąpień publicznych zauważył też zmianę w zachowaniu byłego szefa rządu, kiedy ten powrócił z przerw. - Po przerwie pan premier przyjął inną strategię. Być może pobyt na komisji oswoił go z atmosferą komisji. W drugiej części zaczął stosować dwa dominujące gesty, a z nich delikatnie przechodził do gestykulacji, ale nie wychodziło mu to prawidłowo. Te gesty były ruchami na rozszerzenie dłoni od punktu wyjścia na trzy, cztery centymetry. To jest bardzo mało i świadczyły one o stresie.
Maurycy Seweryn wychwycił również, że Mateusz Morawiecki niekiedy próbował zachowywać się jak Jarosław Kaczyński, który również niedawno stawił się na komisji śledczej. Korzystał z tego ruchu prezesa PiS, który świadczy o spokoju.
Strategia Mateusza Morawieckiego polegała na tym, że przyjął gest serdeczności (ułożenie dłoni na dłoni, tak jak do oklasków, ale bez tego ruchu bicia brawa) oraz gestu, który nazywam "gestem Kaczyńskim", czyli gestu osoby spokojnej, opanowanej. Tak nauczono pana Jarosława Kaczyńskiego i ten gest został zaakceptowany przez doradców pana Mateusza Morawieckiego i samego polityka. Polega na tym, że dłoń jest ułożona na dłoni. Gest ten ma symbolizować "jestem osobą spokojną i opanowaną, konkretną, rzeczową"
- usłyszeliśmy. Później jednak znów widać było zdenerwowanie byłego premiera. Momentami jego wypowiedzi przestawały być płynne. - Elementami, które zdradzały zdenerwowanie polityka, że nie jest do odpowiedzi przygotowany, koloryzuje i naciąga rzeczywistość, było stosowanie wypełniaczy. Są to formy dźwiękowe, które służą komunikacji parawerbalnej do sygnalizowania "muszę się zastanowić" - powiedział ekspert, dodając, że wiele osób wypełniacze odbiera jednak jako "symbol kłamstwa".
To jednak nie wszystko. Ekspert od mowy ciała podkreślił także, że momentami Mateusz Morawiecki był nie tylko zdenerwowany, ale również agresywny. Świadczył o tym m.in. gest otrzepywania.
Sygnałami pokazującymi, że polityk zaczyna być agresywnie nastawiony do członków komisji, szczególnie do przewodniczącego, było wzmocnienie gestykulacji. To są typowe dla niego szerokie gesty - ja je nazywam "pajęczymi pana premiera". Po prostu przestawał się kontrolować. Druga rzecz to otrząsanie łokciem raz lub dwa razy. To jest taki symbol strącania - bardzo pierwotny, prymitywny u ludzi, ale często występujący. Oznacza chęć strącenia z siebie pewnych emocji lub widoku danej osoby.
Ponadto ekspert dodał, że Morawiecki, by ukrywać swoje emocje, starał się trzymać stabilnie ręce, a oprócz tego karcił i poprawiał członków komisji. Maurycy Seweryn zauważył też, że Mateusz Morawiecki, by pokazać, że czuje się na komisji pewny siebie, szczególnie w momentach kiedy dochodziło do sprzeczek, poprawiał i czytał dokumenty. Z kolei, by udowadniać, że nie trzęsą mu się ręce, podnosił filiżankę do ust.
Politolożka ocenia zachowanie Morawieckiego
Co z kolei w zachowaniu byłego premiera zauważyła dr Emilia Zakrzewska? - Według Morawieckiego komisja ds. afery wizowej powinna się nazywać komisją ds. kłamstw wizowych, bo jego zdaniem afera dotyczy 'tylko' 607 przypadków, a nie tysięcy nielegalnych emigrantów, jak zapowiadał obecny rząd. Co znamienne były premier stosował taktykę "odwracania kota ogonem" i nie odpowiadał na pytania. W zasadzie mówił to, co uważał za stosowne, a na niewygodne treści reagował prośbą o zadawanie "poważnych pytań", "skierowania pytania do osób zainteresowanych" czy też atakiem na ówczesnego premiera Donalda Tuska. Charakterystyczne dla wypowiedzi Mateusza Morawieckiego było także dzielenie sceny politycznej na 'Wy' (obecna koalicja rządząca) i "My" (PiS) - oceniła politolożka i medioznawczyni w rozmowie z Plotkiem.
Nie zabrakło elementu zaskoczenia podczas przesłuchania byłego premiera. - Na uwagę zasługuje fakt, że premier był przygotowany do przesłuchania i w trakcie przytaczał wiele cytatów, a nawet posługiwał się konkretnymi zdjęciami mającymi uwiarygadniać jego przekaz. Co ciekawe miał ograniczone zaufanie do przytaczanych przez członków komisji materiałów, a sam powoływał się na cytaty medialne. Jednakże zaskakuje, a nawet martwi poziom braku wiedzy pana Morawieckiego dotyczący skali działań służb, ministerstw czy ministerialnych polityków za czasów kiedy był premierem - dodała dr Emilia Zakrzewska. Zdjęcia Matusza Morawieckiego z komisji śledczej znajdziecie w naszej galerii, w górnej części artykułu.