Prace nad filmem o Beacie Kozidrak stanęły w martwym punkcie, po tym gdy w 2021 roku artystka została zatrzymana przez policję na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu. - Projekt jest w zawieszeniu, bo po zatrzymaniu przez policję aura wokół Beaty Kozidrak jest niesprzyjająca - mówił reżyser produkcji Piotr Domalewski w rozmowie z "Party!". A jej życie to gotowy scenariusz na dobre kino akcji. W swojej biografii "Beata. Gorąca krew", artystka zdradziła różne niebezpieczne sytuacje, które spotkały ją w czasach największej popularności Bajmu.
W swojej książce Beata Kozidrak wyznała, że ochrona, z której korzysta, to nie jest fanaberia czy próba oddzielenia się od fanów. W swoim życiu przeżyła niejeden moment, który wyglądał groźnie i mógł skończyć się bardzo źle. "To jest niezbędna gwarancja naszego bezpieczeństwa. Pamiętam koncert gdzieś w górach, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Wokół Bajmu panowało szaleństwo, ale ochronę mieliśmy tylko w czasie występów. Nie przychodziło nam do głowy, że poza sceną moglibyśmy potrzebować opiekunów" - pisze piosenkarka w autobiografii. Traf chciał, że artystka z zespołem w drodze do autobusu koncertowego natknęła się na grupę mężczyzn, którzy wyszli z klubu bilardowego. Byli mocno nietrzeźwi i zaczęli zaczepiać wokalistkę i jej koleżanki z chórku. Nie spodobało się im, że panie nie są otwarte na nowe znajomości.
Któryś z muzyków powiedział coś w naszej obronie no i się zaczęło... Mieli przewagę liczebną, więc jedynym sensownym rozwiązaniem była szybka ucieczka do busa. Tamci zaczęli walić kijami bilardowymi w karoserię. Jeszcze chwila i poleciałyby szyby. Krzyczeliśmy do kierowcy, żeby natychmiast ruszał, ale sparaliżował go strach. Tylko ja z Andrzejem zachowaliśmy zimną krew. Andrzej krzyknął: "Na podłogę, wszyscy!", a ja stanęłam nad kierowcą i wrzasnęłam mu do ucha: "Jedziemy, bo nas tu pozabijają!". Oprzytomniał. W ostatniej chwili udało nam się umknąć
- relacjonuje wokalistka.
Inna historia jest również zaskakująca. "Nagle zaczęły do mnie przychodzić listy od jakiejś dziwnej organizacji. Szybko zorientowałam się, że to jacyś neonaziści. Pisali, że jestem ich 'księżniczką'. Naprawdę, wiedzieli o mnie wszystko. Instruowali, jak powinnam się zachowywać jako ta ich nazi-księżniczka, jak się ubierać, co mówić" - zdradziła piosenkarka w swojej książce. W końcu jeden z przedstawicieli odwiedził ją przed koncertem w Szczecinie. Artystka usłyszała krzyk, gdy do jej garderoby wszedł umundurowany mężczyzna. Jego strój przypominał kostiumy głównych bohaterów ze "Stawki większej niż życie". Zamarła i nie wiedziała, co robić. Po chwili zaczęła wzywać pomoc, ale nikt nie nadchodził. "Facet był naprawdę ogromny i łysy, więc szybko zrozumiałam, że mam do czynienia z autorem listów do 'księżniczki'. Żeby się do mnie przebić, pobił dwóch ochroniarzy. A teraz stał przede mną. Zaczęłam piszczeć, wrzeszczeć, wzywać pomocy. A on nic. Wpatrywał się we mnie zachwycony i potulny jak baranek" - relacjonuje Kozidrak. Historia skończyła się tym, że wręczył jej paczkę i wyszedł. "Dostałam od niego rzeczy, w których chciał mnie widzieć na koncertach. Możecie sobie wyobrazić... Kompletne szaleństwo" - dodała. Nigdy więcej go już nie spotkała.
Wesprzyj WOŚP, licytując aukcje Plotka! Zdobądź podwójne VIP zapro na Fame MMA20 w Krakowie, pałacowe spotkanie z książęcą parą lub twój event w gwiazdorskiej relacji. Pomagamy!