Jadwiga Barańska zyskała popularność dzięki występom w takich kultowych produkcjach jak "Hrabina Cosel" czy "Noce i dnie". Obie zresztą wyreżyserował jej mąż - Jerzy Antczak. Dzięki roli Anny Konstancji Cosel i Barbary Niechcic pokochała ją cała Polska. Jednak u szczytu kariery spakowała walizki i wyjechała z kraju. Choć oficjalnie na opuszczenie kraju namówił ją mąż, to powody miały być zgoła inne.
W 1978 roku Jerzy Antczak, Jadwiga Barańska oraz ich czternastoletni syn Mikołaj wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. - Minęłam właśnie czterdziestkę i poczułam, że mam dług do spłacenia wobec bliskich. Wcześniej to oni robili wszystko, bym nie schodziła ze sceny. Dwa lata nie było mnie w domu, bo kręciłam film. Syn tyle czasu nie miał obok siebie matki. Zrozumiałam, że to nie kariera jest najważniejsza, ale rodzina - wspominała w wywiadzie dla "Dziennika Polskiego". Mówi się, że na decyzję rodziny wpływ miały działania władz komunistycznych. Nie podobało im się, że "Noce i dnie" odniosły światowy sukces, a to skutkowało cenzurowaniem prac aktorki i reżysera, nie dając szans na realizację kolejnych pomysłów.
Barańska wróciła do Polski dopiero w latach 90. Ta wizyta zaowocowała zresztą filmem "Dama kameliowa" Antczaka, do którego stworzyła scenariusz. Wystąpiła także w dwóch spektaklach Teatru Telewizji wyreżyserowanych przez jej męża: "Cezar i Pompejusz" oraz "Ścieżki sławy". Na stale mieszka jednak nadal w Stanach Zjednoczonych, choć jak przyznaje, nigdy nie czuła się tam jak w domu. Ojczyznę regularnie odwiedza.
Przyjeżdżam tutaj, jakbym w ogóle nie wyjeżdżała. Tu jestem u siebie, tu wciąż płacę podatki. Życie w Ameryce to jak życie na innej planecie - opowiadała.
Gwiazda "Nocy i dni" jest świadoma tego, że jej aktorska kariera znacząco wyhamowała po wyjeździe z kraju. Wówczas Barańska skupiła się na rodzinie, która zawsze była dla niej bardzo ważna. - Kiedy w 1978 roku mój mąż dostał propozycję wyjazdu za granicę na kilka lat, powiedział mi: "A co będzie z twoją aktorską karierą?". Odpowiedziałam bez wahania, że granie nie jest najważniejsze - zdradziła. Teraz chciałaby wrócić do Polski i spędzić ostatnie lata właśnie tutaj. - Nie jestem zameldowana na świecie na stałe. Takie jest prawo przyrody, że rodzimy się, żyjemy, umieramy, a po nas przychodzą inni - mówi gorzko w rozmowie z "Niedzielą".