Kinga Rusin uwielbia podróżować po świecie. Jednym z kierunków, który skradł jej serce, jest wyspa Rodos. Ewakuowano nie tylko osoby znajdujące się na Rodos, ale i wypoczywających między innymi na Korfu. Dziennikarka odniosła się do tragedii.
Prezenterka odwiedzała Rodos przez 17 lat. Zatrzymywała się w jednym z greckich domów na kilka miesięcy w roku. Teraz część Grecji płonie, a dziennikarka postanowiła podzielić się swoimi wnioskami na Instagramie. "Przedwczoraj ewakuowano wszystkich mieszkańców miejscowości sąsiadującej z "naszą" wioską. Wrócili następnego dnia, żeby ratować domy! Trzy tysiące ludzi z całej wyspy pomagało tej nocy strażakom ocalić Gennadi" - zaczęła. Płonąca Grecja jest dla Rusin ogromnie bolesnym widokiem.
Nie potrafię oglądać zdjęć stamtąd. Znam tu każdą uliczkę, w tutejszych sklepach robię zakupy, zawsze zamieniając kilka zdań z właścicielami. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co teraz przeżywają. Kiedy wyjechaliśmy z Rodos na początku lipca, było sielsko, jak to po tej stronie wyspy i nie było jeszcze upałów - wyznała.
"Serce mi pęka, kiedy myślę o tych, którzy stracili domy i biznesy, ale też o dzikich zwierzętach, które licznie zamieszkiwały ten teren. Nie było dnia, żebyśmy nie spotkali stada rodyjskich jeleni, lisów, łasic czy wszędobylskich jeży. Co z nimi? To obszar Natura 2000, gdzie po latach wysiłków udało się odtworzyć pogłowie endemicznych kopytnych. Nie przetrzymają ognia, panicznej ucieczki w bezpieczniejsze rejony no i braku wody..." - zaznaczyła dziennikarka. Zdjęcia przedstawiające stan Rodos w wyniku pożaru można zobaczyć w naszej galerii.