Iwona Węgrowska z córką od pewnego czasu spędzają wakacje w Zielonej Górze, gdzie mieszka mama piosenkarki. Ostatni weekend nie należał do najspokojniejszych. Wszystko za sprawą pożaru hali z chemicznymi odpadami w Przylepie, dzielnicy stolicy województwa lubuskiego. Wokalistka na własne oczy zobaczyła rozmiar tragedii.
Węgrowska w momencie wybuchu pożaru była na spacerze. W rozmowie z Pudelkiem przyznała, że widok gęstych kłębów dymu nad miastem mocno ją zaniepokoił. Niedługo później Węgrowska otrzymała wiadomość o konieczności pozostaniu w domu. "Nagle ludzie zaczęli się nerwowo zachowywać i dzwonił mój wujek, który jest sołtysem w Przylepie. Kazał natychmiast porzucić zakupy, wracać do domu i zamknąć okna. Jest to bardzo szkodliwe dla zdrowia. Więc jestem bardzo nerwowa i martwię się o zdrowie całej mojej rodziny".
Według ostatnich doniesień mediów pożar w Przylepie został opanowany, a jego ugaszenie to kwestia kilkunastu godzin. Wojewoda lubuski dodał, że życie ani zdrowie mieszkańców nie jest zagrożone. Wśród lokalnej społeczności panuje jednak strach. Zielonogórzaninie są mocno zaniepokojeni obecną sytuacją, o lęku przed konsekwencjami pożaru mówi także Węgrowska. "To straszna tragedia. Mam tu ciocię, kuzynki, brata, mamę, u której jesteśmy w odwiedzinach. Jest siwo. Czegoś takiego w życiu nie widziałam. Prezydent teraz ogłosił, że zanieczyszczenie jest ogromne. Nikogo prawie już nie ma na ulicy. Usłyszeliśmy apel, żeby zostać w domu. Jutro miałam wracać do Warszawy z córką".