W czwartek Agata Tomaszewska podzieliła się z internautami niepokojącymi informacjami, które dotyczyły jej męża, Wojtka Sawickiego. Popularny bloger trafił do szpitala. Wszystko dlatego, że po rutynowym zabiegu pękł mu specjalistyczny balonik, o czym pisaliśmy. Tomaszewska relacjonowała jego pobyt na SOR-ze, gdzie oboje - jak relacjonowali - byli potraktowani niezbyt dobrze.
Teraz autor bloga "Life on Wheelz" postanowił podzielić się z internautami historią pobytu w szpitalu. Z jego relacji wynika, że przeżył tam chwile grozy. Infulencer zdradził, że na SOR trafił przez ból brzucha, który nasilił mu się, gdy przebywał w domu po rutynowym zabiegu wymiany PEGPEJA
Rano ból się wzmógł, opatrunek na brzuchu podszedł krwią i treścią żołądkową. Okazało się, że podskórny balonik, który utrzymuje gastrostomię w brzuchu, jest pęknięty. (...) Nie mieliśmy wyjścia - pojechaliśmy na SOR. Na miejscu powitała nas kolejka i wielki chaos. (...) Po trzech godzinach czekania poczułem głód. Nie mogłem jednak niczego zjeść, bo musiałem być na czczo. Nagle wezwano nas na badania. Pobrano mi krew (znowu!), dostałem wenflon. Potem jakiś młody chirurg bez uprzedzenia wyjął mi z brzucha PEGPEJA. Byłem zszokowany, naruszono moje granice, pogwałcono godność. Ubrudziłem też dres, bo cała zawartość żołądka spłynęła na podłogę - rozpoczął Sawicki.
Później było już tylko gorzej. Historia mrozi krew w żyłach. Bloger przyznał, że odebrano mu poczucie godności i sprawczości. Dodał, że bał się o swoje życie i nie chciał liczyć na łut szczęścia.
O 19 wylądowaliśmy na oddziale. Byłem spragniony, obolały i głodny. Stażystka zrobiła ze mną wywiad. Ujęła mnie jej fachowość i empatia. Jednak wraz z wizytą lekarza dyżurnego o 22 wróciliśmy do rzeczywistości. On mimo naszych argumentów i próśb zabronił Agacie zostać na oddziale. Był głuchy na to, że oddycham przez respirator, nie mogę się ruszyć, mam wyłączony głos na noc, że na oddziale są dwie pielęgniarki na 30 pacjentów. Czułem się upokorzony, w kilka chwil odebrano mi coś, na co pracowałem tyle lat - poczucie sprawczości. Bałem się o swoje życie, nie chciałem go powierzać łutowi szczęścia. Dlatego jestem wdzięczny Agacie, że nie posłuchała lekarza i została ze mną na noc - kontynuował.
Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, mimo, że jak przyznał Sawicki, "chciało mu się płakać z głodu". Na szczęście trochę odetchnął z ulgą, gdy zobaczył dwie najważniejsze kobiety w jego życiu - żonę Agatę i mamę.
Nazajutrz wcale nie było lepiej. Nikt niczego nam nie mówił, o niczym nie informował. Wciąż byłem na czczo - chciało mi się płakać z głodu. Czułem odwodnienie. Agata była w rozpaczy. Nie mogła patrzeć, jak cierpię. W końcu o 13 pojechałem na zabieg. Gdy wróciłem na salę, zobaczyłem dwie najważniejsze kobiety w moim życiu - żonę i moją mamę (przyjechała pomóc). Uspokoiłem się - zakończył przerażającą historię Wojtek Sawicki.
Trzeba przyznać, że wszystko to nie wyglądało najlepiej. Mamy nadzieję, że więcej nic tak przykrego nie spotka już blogera, a także życzymy mu dużo zdrowia. Więcej zdjęć znajdziecie w galerii na górze strony.