Bohdan Gadomski nazywany był dziennikarzem gwiazd wśród łódzkiej społeczności. Mężczyzna chorował na cukrzycę. Przed śmiercią trafił do swoich łódzkich znajomych, Borysa i Haliny Ł. To oni mieli mu źle zaaplikować insulinę, co przyczyniło się do zgonu. Odbyła się rozprawa, na której mieli usłyszeć wyrok. Sąd jednak zażądał nowych dowodów w sprawie odejścia Gadomskiego. Dochodzenie nie zakończy się tak szybko, jak niektórzy przypuszczali.
Prokurator skierował zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przeciwko Borysowi Ł., a ponadto Halina K.-Ł. ma odpowiadać za narażenie dziennikarza na utratę zdrowia i życia. Co może grozić głównym podejrzanym? Mężczyzna może spędzić za kratkami nawet dziesięć lat, kobieta zaś pięć. Adwokat zamieszanych w sprawę żąda wyroku uniewinniającego, gdyż obydwoje nie przyznają się do winy. Podczas ostatniego procesu dotyczącego Gadomskiego na łódzką salę sądową przybyli jego przyjaciele. Część z nich była przekonana, że sąd wyda wyrok ostateczny, tymczasem stało się inaczej. Zażądano dodatkowych dowodów. W trybie pilnym poproszono dwie apteki w Łodzi o dostarczenie kopii paragonów z marca 2020 roku. Wykaz leków na nazwisko dziennikarza również będzie przydatny, jeśli wspomniane dowody nie będą istniały. Sąd ponadto liczy na numery seryjne fiolek insuliny, które trafiły do rąk opiekunów Gadomskiego. Więcej zdjęć znajdziecie w galerii na górze strony.
Sędziowie zauważyli, że kilka aptecznych transakcji pochodzących z marca 2020 roku objęto zbiorczymi fakturami. Chcą mieć pewność ponadto, jaką liczba fiolek z insuliną i z jakimi numerami serii wydano oskarżonym. Przyjaciele dziennikarza zabrali głos zaraz po nowej decyzji sądu. W "Fakcie" czytamy o tym, co sądzą bliscy zmarłego. "Czekamy na wyrok w tej sprawie już trzy lata. Tyle minęło od śmierci Bohdana. Będziemy cierpliwie czekać na sprawiedliwy wyrok. Jeśli oskarżeni to zrobili, powinni ponieść konsekwencje" - mówią Artur Gotz i Katarzyna Śmiechowicz.