Trzy tygodnie temu Justynę Kowalczyk spotkała niewyobrażalna tragedia. Jej mąż, alpinista Kacper Tekieli, schodząc z jednego z czterotysięczników, które zdobywał w Szwajcarii, został porwany przez lawinę. Wspinaczka na Jungfrau była jego ostatnią samotną wyprawą. W jednym z wywiadów udzielonych przed śmiercią mąż najlepszej polskiej biegaczki narciarskiej wyznał, że ma świadomość ryzyka, jakie wiąże się z uprawianiem tego sportu, jednak miał nadzieję, że potrafi je skalkulować.
30 maja w Gdańsku odbył się pogrzeb Tekielego. Choć od tego czasu minęły już trzy tygodnie, Justyna Kowalczyk co jakiś czas wrzuca zdjęcia, które jej o nim przypominają. 9 czerwca opublikowała zdjęcie, które z pewnością przywołuje jej cudowne wspomnienia z czasów, kiedy byli z mężem razem. Zrobił je Tekieli. Na fotografii widać Justynę Kowalczyk w siódmym miesiącu ciąży, uśmiechniętą, szczęśliwą i będącą wspólnie z Tekielim w górach. Kowalczyk uniemożliwiła komentowanie wpisu, ale zdjęcie doczekało się tysięcy reakcji od wspierających ją fanów.
Zejście z Kościelca. Początek siódmego miesiąca. Mgnienie oka temu - napisała pod fotografią.
Kacper Tekieli był doświadczonym wspinaczem i instruktorem wspinaczki. W Tatrach przeszedł około 300 dróg wspinaczkowych. Uczestniczył między innymi w wyprawach na Makalu i Broad Peak Middle, pokonywał drogi w Alpach, Kolorado, a także szlaki Alaski i Nevady. Był również zaangażowany w himalaizm. W 2016 roku wziął udział w wyprawie na Shivling, gdzie wraz z Pawłem Karczmarczykiem dotarł do śmiertelnie rannego Łukasza Chrzanowskiego, próbując udzielić mu pomocy. Na dosłownie kilka dni przed śmiercią informował o wejściach na Bishorn (4153 m), Weissmies (4017 m) i Lagginhorn (4010 m). Jak donosiły media, był w trakcie realizacji ambitnego celu, zdobycia 82 czterotysięczników. Portal wspinanie.pl informował, że prawdopodobnie gdy Tekieli schodził ze szczytu, na którym zginął, panowała lawinowa trójka.