O zakończeniu procesu przeciwko Edycie Górniak 11 maja poinformował dziennikarz Przemysław Gulda na łamach wp.pl. Z jego informacji wynika, że sprawa dotyczy koncertu z 2016 roku, na którym wokalistka się nie pojawiła. Sąd zadecydował na niekorzyści Górniak, która została zobligowana do zapłacenia ponad 83 tys. zł organizatorowi koncertu za poniesione koszty.
Rzeczony koncert Edyty Górniak miał odbyć się na warszawskim Torwarze 20 listopada 2016 roku i być zwieńczeniem jej trasy koncertowej "love2love". Na stronie obiektu do dziś można zresztą znaleźć informacje o anulowaniu wydarzenia, w której podkreślono, że zostało ono odwołane z niezależnych od organizatora przyczyn. "Nadmieniamy, iż trwają rozmowy z managerem Edyty Górniak dotyczące ustalenia nowego terminu koncertu (może to jednak potrwać)" - pisał wówczas organizator, Jarosław Witkowski z agencji Imagine Koncert. Wygląda jednak na to, że ostatecznie nie udało im się dogadać.
Media informowały wówczas z kolei, że Edyta Górniak była zmuszona do odwołania występu z powodu złego stanu zdrowia. Jak ustalił serwis party.pl, wokalistka zachorowała na zapalenie gardła i trafiła do szpitala w Los Angeles, gdzie wówczas mieszkała. Z kolei znajomy artystki w rozmowie z "Faktem" zdradził, że Górniak całkowicie straciła głos. Leki nie pomagały, dlatego wokalistka dostała od lekarzy dwutygodniowy zakaz śpiewania. "Edyta jest załamana. Bilety na koncert na Torwarze zostały wyprzedane praktycznie w całości. To miał być wielki show z udziałem m.in. Donatana i Cleo" - przekazywał wówczas informator tabloidu.
Incydent z anulowaniem koncertu na warszawskim Torwarze nie jest jedyną głośną tego typu sprawą z udziałem Edyty Górniak. W czerwcu 2019 roku artystka w ostatniej chwili odwołała występ w Czerniakowie, wówczas zaważyły jednak względy bezpieczeństwa. Jak poinformowano w oficjalnym oświadczeniu, scena, na które miała wystąpić Górniak, nie spełniała odpowiednich wymogów BHP.