W rozmowie z portalem "Jastrząb Post" Barbara Kurdej-Szatan po raz kolejny musiała stawić czoła trudnym pytaniom. Aktorka opowiedziała o działalności swojej Fundacji "Z Porywu Serca" i zdradziła, co musiałoby się wydarzyć, żeby mogła wrócić do Telewizji Polskiej. Okazuje się, że zmiana prezesa na niewiele się zdała.
Barbara Kurdej-Szatan po zamieszczeniu kontrowersyjnego wpisu dotyczącego Straży Granicznej musiała pożegnać się z pracą w TVP. Aktorka nie narzeka jednak na nudę i cały czas przepełnia ją energia do działania. W rozmowie z portalem "Jastrząb Post" opowiedziała o Fundacji "Z Porywu Serca" i sentymencie do pracy na planie "M jak miłość".
Byłam tam osiem czy dziewięć lat, więc wiadomo, że zżyłam się z ludźmi. Ale mam na tyle dużo projektów, że już pracując w "M jak miłość" miałam takie sygnały, że pytano mnie, po co mi teatr, skoro i tak nie mam dla nich terminów, a dla mnie teatr był zawsze bardzo ważny. Teatr w moim życiu zawsze był, jest i będzie. Ostatnio nakręciłam też serial dla Polsatu — powiedziała Barbara Kurdej-Szatan.
Aktorka odniosła się także do ewentualnego powrotu do Telewizji Polskiej. Powiedziała, co musiałoby się wydarzyć, żeby taka sytuacja mogła mieć miejsce.
To nie jest kwestia zmiany prezesa, tylko partii politycznej, która rządzi i która zdecydowała o tym, żeby mnie tam nie było - dodała Kurdej-Szatan.
Przytoczone argumenty wyraźnie sugerują, że na prędki powrót Barbary Kurdej-Szatan do "M jak miłość" nie mamy co liczyć.