Tom Cruise od wielu dekad jest jednym z czołowych aktorów Hollywood. Wszyscy wiedzą o jego związku z sektą scjentologów. Gwiazdor twierdzi, że odkrycie scjentologii pomogło mu odnaleźć spokój. Nie da też powiedzieć złego słowa na temat swojego "kościoła". Nie jest jedyną znaną osobą, która związała się z sektą. O nim jest po prostu najgłośniej.
Joaquin Phoenix, którego szersza publiczność poznała za sprawą tytułowej roli w "Jokerze", także był związany z sektą. Nie ze swego świadomego wyboru. Gdy był dzieckiem, jego rodzina była członkiem ruchu religijnego "Dzieci Boga". Gdy rodzice gwiazdora zdecydowali się opuścić szeregi wyznawców kontrowersyjnego ugrupowania, zmienili też nazwisko, z Bottom na Phoenix. Aktor miał wówczas cztery lata.
Michelle Pfeiffer do sekty dołączyła jako dorosła osoba. Tuż po przeprowadzce do Los Angeles gwiazda zaczęła wyznawać breatharianizm. Główne założenie tego ruchu opiera się na przekonaniu, że ludziom do życie potrzebna jest tylko energia słoneczna. Nie trzeba spożywać posiłków czy nawadniać się. To bardzo niebezpieczny, zagrażający życiu nurt. Aktorka płaciła za spotkania z przywódcami i dopiero osoba postronna – jej pierwszy mąż Peter Horton - pomógł jej zrozumieć absurd jej postępowania.
Glenn Close, podobnie jak Joaquin Phoenix, była w sekcie jako dziecko. Miała siedem lat, gdy jej rodzice dołączyli do sekty Moral Re-Armament. Wyznawcy wierzą w uczciwość, życie w czystości i miłość do drugiego człowieka.
Aktorka, gdy opowiada o przeszłości, przyznaje otwarcie, że musiała udawać przez większość dzieciństwa. Była na tyle przekonująca w tym, że wyznaje te same wartości, co pozostali członkowie sekty, że nikt nie podejrzewał, jaka jest prawda. Po latach Glenn Close powiedziała, że takie zachowanie nauczyło ją gry aktorskiej.