Wieloletnia dziennikarka Radio Eska, Sylwia Kurzela, zmarła w nocy z 25 na 26 września. Od 2019 roku walczyła z nowotworem jajnika. Redakcyjni koledzy wspominają, że nigdy się nie skarżyła, ani nie dawała sobie taryfy ulgowej. Zawsze robiła to, co do niej należało. Nawet ze szpitalnego łóżka.
Radio Eska przekazało informacje o śmierci redakcyjnej koleżanki za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Energetyczny śmiech, charakterystyczny głos, szalone pomysły i optymizm - Sylwię Kurzelę znali wszyscy. Przez lata budziła łodzian i od rana wprawiała w dobry nastrój, a po zmianie godzin programu na popołudniowy towarzyszyła w powrotach z pracy i ze szkoły. Nikt nie ma wątpliwości, że łódzka ESKA to Sylwia Kurzela - możemy przeczytać na oficjalnej stronie internetowej Radio Eska.
Sylwia Kurzela urodziła się w Gdańsku. Po maturze przeprowadziła się do Łodzi. Studiowała na Uniwersytecie Łódzkim i tamtejszej Szkole Filmowej. Stopniowo rozwijała tam również karierę dziennikarską. Pracowała w kilku stacjach radiowych, ale przede wszystkim była związana z Radiem Eska.
Gdy u naszej Sylwii zdiagnozowano nowotwór jajnika z przerzutami, byliśmy załamani, a ona nas pocieszała i zapewniała, że da radę. I dawała. Po pierwszej serii chemioterapii choroba na chwilę się zatrzymała, ale później uderzyła z podwójną siłą - czytamy na serwisie eska.pl.
Dziennikarka walczyła przez trzy lata. W artykule na stronie radia przypomniano, że gdy jej stan zdrowia na chwilę uległ poprawie, wróciła nawet do pracy. Redakcyjni koledzy podkreślają, że działa na 100 proc. i nigdy nie chciała się poddać. Ponadto w przerwach między chemioterapią prowadziła program "Wrzuć na Luz".
Radiowi koledzy dziennikarki zdradzili, że Sylwia Kurzela regularnie była zaangażowana w działalność charytatywną. Pomagała m.in bezdomnym zwierzętom, a w ostatnich miesiącach także uchodźcom wojennym z Ukrainy.