Ewa Minge opublikowała na Instagramie odważne zdjęcie, na którym widać, z jakimi problemami skórnymi się zmaga. Przypomnijmy, projektantka już przed laty wyznała, że na jej aparycję ma wpływ wrodzony niedorozwój wątroby. Zapytaliśmy ją o to, jak radzi sobie z krytycznymi komentarzami ludzi, którzy nie znają jej sytuacji, a bezmyślnie wmawiają jej, że przesadza z operacjami plastycznymi.
Ewa Minge w 2015 roku w wywiadzie dla "Vivy!" powiedziała, że choruje na zespół Gilberta. Choroba wpływa na wiele aspektów jej życie, m.in. na aparycję.
Czasem podrażnienie wątroby powoduje uporczywe wymioty, obrzęk twarzy, podkrążone, zwężone oczy - mogliśmy przeczytać.
Teraz projektantka mody mówiła o kolejnych dolegliwościach.
Po takim wstępnym stanie potężnego swędzenia, pieczenia, pęka mi skóra wokół oczu, schodzi płatami i nieziemsko boli - napisała na Instagramie.
Przyznała też, że obawia się, że pokazując się w obecnym stanie na ściankach, mogłaby zostać nazwana "monstrum". W komentarzach pod wpisami Minge często pojawiają się też niepochlebne, a czasem wręcz hejterskie komentarze na temat jej wyglądu. Okazuje się jednak, że gwiazda nie przejmuje się takimi wpisami.
Ludzie, których nie znam, a oni znają mnie z wirtualu, nie mają w moim życiu najmniejszego znaczenia. Głos takich "osób" jest dla mnie niemy - powiedziała w rozmowie z nami.
Minge ma też sposób na hejterów. Ignoruje ich, a przejmuje jedynie konstruktywną krytykę.
Nie czytam komentarzy pod artykułami na mój temat, ale cenię konstruktywne uwagi i różnice zdań ludzi, których szanuję - usłyszeliśmy.
I to się nazywa klasa oraz pewność siebie.