Więcej ciekawostek z życia gwiazd znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Małgorzata Ohme miała niełatwą relację z matką. Prezenterka była jedynym dzieckiem kobiety. Kiedy jej ojciec odszedł, stała się dla swojej mamy całym światem. Ta rola bywała dla niej bardzo męcząca. W "Mieście kobiet" przyznała, że bywało, że puszczały jej nerwy.
Nikomu nie powiedziałam tak okropnych rzeczy - stwierdziła.
Prezenterka przyznała, że relacja z matką bardzo ją ukształtowała. Stwierdziła, że dopiero po czasie dostrzega "jakie piętno", ale też jakie pozytywne "odciski" ma dzięki temu w swojej osobowości.
To znaczenie jest ogromne - stwirdziła.
Przez większość życia dla mamy była całym światem.
Ja byłam jedynaczką, mieszkałam z moją mamą sama. Mam dwie siostry, ale one były z pierwszego małżeństwa taty. Na początku byłyśmy z tatą, potem tata odszedł, ja miałam 11 lat. Tym bardziej byłam zależna od swojej mamy. Myślę, że też znaczenie miało to, że moja mama piła alkohol, nadużywała alkoholu - wyjaśniła.
Ich relacja była bardzo skomplikowana, ale Ohme pozostawała dla matki najbliższą osobą. Kiedy kobieta zachorowała, była przy niej.
Miałam takie poczucie, że moja mama podarowała mi tę śmierć, żeby mnie przeprosić za życie. Ona zdawała sobie sprawę, że mnie zraniła, że było trudno, że bardzo mnie obciążyła swoją osobą i chorobą - mówiła łamiącym się głosem prezenterka.
Śmierć jej mamy była piękna i łagodna.
Wszyscy wiemy, że kiedy nasi rodzice odchodzą, to często jesteśmy strasznie zmęczeni, jak długo trwa choroba i też się obwiniamy i mamy różne uczucia. A ona dała mi samo dobro wtedy - zdradziła Małgorzata Ohme.
Ból po odejściu matki wciąż pozostaje w niej żywy.