Od śmierci Krzysztofa Krawczyka minęły już prawie dwa miesiące i prawie tyle samo trwa publiczna walka jego żony Ewy z biologicznym synem wokalisty. Oczywiście chodzi o majątek i prawa do niego. Jedynak artysty upomniał się o swoją część, co nie spodobało się wdowie. Okazało się, że mężczyzna żyje na granicy bezdomności, a pieniądze ojca polepszyłyby jego byt. Teraz okazuje się, że już wcześniej dostał inny spadek - po matce.
Halina Żytkowiak zmarła w 2011 roku z powodu raka płuc. Okazuje się, że przed śmiercią zadbała o zabezpieczenie finansowe syna. Zaczęła od poproszenia drugiego męża, Andrzeja, by zrzekł się dziedziczenia tantiem na rzecz jej jedynaka. Dzięki temu na jego konto trafiło kilka tysięcy złotych. Oprócz tego co miesiąc dostaje stałą kwotę - 500 zł, o co dba jego matka chrzestna.
Po śmierci Halinki zaprosiłam Krzysia do swojego domu, przekazałam mu walizkę pamiątek po mamie, którą przysłano mi z USA, poprosiłam o numer konta i powiedziałam mu, że zawsze może na mnie liczyć - opowiedziała Ewa Kulikowska w rozmowie z portalem Pomponik.
Krawczyk czeka też na resztę pieniędzy ze spadku mamy, którą ma odebrać w wakacje. Wie też, że oprócz wsparcia finansowego, zawsze może liczyć na matkę chrzestną, która okazuje mu wiele serca.
Krzysztof jest synem artysty i jego drugiej żony Haliny Żytkowiak. Ona także związana była z muzyką, była wokalistką w zespole Tarpany, później związała się z Amazonkami. Z Krawczykiem poznała się, kiedy dołączyła do grupy Trubadurzy. To ona namówiła go do odejścia z zespołu. Wyjechali do Stanów Zjednoczonych. W pewnym momencie artysta dowiedział się, że jest zdradzany - poinformował go o tym syn.
Zabrał Juniora i wrócił do Polski, a Żytkowiak została w USA. Przed śmiercią nie udało jej się pożegnać z synem.