Dziadek Kasi Moś został zabrany karetką z domu do szpitala. Niestety ze względu na dużą liczbę chorych, lekarze nie mogli przyjąć go od razu. Mężczyzna czekał przed szpitalem aż 3 godziny, jednak nie doczekał się pomocy.
ZOBACZ TEŻ: Eurowizja 2017. Mamy powtórkę sytuacji sprzed roku. Kasia Moś u widzów była wysoko, ale jury ją pogrążyło
Kasia Moś o śmierci dziadka poinformowała na Facebooku. Przy okazji wyraziła swoją wdzięczność dla ratowniczki medycznej, która do samego końca czuwała przy jej dziadku.
Gdy umiera dobry człowiek, to los zsyła mu anioły... pragnę z całego serca podziękować pani ratownik medycznej – Barbarze Bujarze-Kani. Dziękuję za walkę o zdrowie mojego dziadka, jakby to był członek pani rodziny, jakby to był pani dziadek. Pani Barbara trzy godziny czekała z nim w karetce pod szpitalem, bo ten, w związku z panującą sytuacją nie chciał go przyjąć - zaczęła wpis Moś.
W dalszej części wpisu Kasia Moś wyraża również swoją wdzięczność pracownikom domu seniora, w którym jej dziadek spędził ostatnie lata.
Ostatnie parę dni było dla nas koszmarem, ale dzięki Wam przeżyliśmy to jakoś. Dziękujemy wszystkim lekarzom i pielęgniarkom w Hospicjum Cordis, dziękuję, że dzięki Wam dziadek odszedł w spokoju i bez bólu. Szczególne podziękowania kierujemy na ręce przyjaciela domu - Doktora Andrzeja Goldsztajna! Cała nasza rodzina pragnie jeszcze gorąco podziękować za opiekę nad dziadkiem przemiłym paniom z domu seniora - kontynuowała.
Pod postem pojawiło się bardzo dużo ciepłych słów wsparcia i kondolencji. My również składamy wyrazy współczucia.
RG