"Pożar w Burdelu" to polski kabaret polityczno-literacki reagujący na współczesne wydarzenia społeczne i polityczne. Działa w Warszawie od września 2012 roku. W poniedziałek wieczorem zadebiutował na małym ekranie, na antenie stacji TVN, ze swoim przedstawieniem "Fabryka Patriotów".
Na półtoragodzinne show składały się krótkie, dość chaotyczne sceny, które miały miejsce w tytułowej "Fabryce Patriotów", instytucji prowadzonej przez Burdeltatę. Jego matką okazała się niejaka Wanda, "przyjaciółka papieża", a ojcem Donald Trump (w tej roli Andrzej Seweryn). Wśród bohaterów pojawiła się m.in. minister seksu, Michalina Wisłocka (zagrana przez Katarzynę Kwiatkowską). Na scenie wystąpił również Maciej Stuhr. Nie zabrakło żartów z prawicy, "lewaków", feministek, obrońców konstytucji oraz aborcji.
Oglądacie porno, zamiast wyrwać coś na mieście. Ślubów kościelnych brać już nie chcecie, w mojej agencji jak kochać się dowiecie. Największy z Polaków mi się zwierza, jestem Wanda, przyjaciółka papieża - śpiewała Wanda.
Na scenie pojawiła się również kobieta ozdobiona w biało-czerwone flagi oraz koronę z flag, udająca Polskę.
Dzierżę koronę królów - powiedziała.
Show wyśmiewało również tzw. "dobrą zmianę".
Zatrudniłem premiera Morawieckiego dla burdelu i to jest dobra zmiana - powiedział Burdeltata.
"Pożar w Burdelu" nawiązywał także do obecnych relacji polsko-żydowskich.
Do katolickiej Lechii przybywają Żydzi - mówił narrator, po czym na scenie pojawili się aktorzy i zaczęli śpiewać piosenkę pt. "Antysemityzmu nie ma wcale".
Miało być zabawnie i z dystansem, ale według widzów wyszło bardzo słabo, a żarty osiągały poziom wręcz żenujący. Ludzie nie pozostawili na show suchej nitki. Media społecznościowe zalała fala negatywnych komentarzy tych, którzy mieli tę nieprzyjemność obejrzeć show.
A Wy oglądaliście? Jak wrażenia?
AG