To była jedna z najgorszych, jeżeli nie najgorsza rewolucja w historii. Magda Gessler odwiedziła katowicką restaurację La Papilon Noir, czyli Czarny Motyl, rzekomo oferującą dania kuchni francuskiej. Szybko jednak okazało się, że właścicielka, 36-letnia Justyna, nie ma o niej zielonego pojęcia i lokal przynosi straty.
Po prostu kupiłam sobie restaurację jako zabawkę. W ogóle mnie to nie bawi. Dokładam miesięcznie 5, 6 tysięcy. To skarbonka bez dna - przyznała w programie.
Choć w sprawie prowadzenia lokalu, zwłaszcza francuskiego, była całkowitą ignorantką, przyczyny niepowodzeń upatrywała w personelu.
Leniwi, mogliby być lepsi - mówiła.
Kiedy na miejscu pojawiła się Magda Gessler, zamówionego posiłku nie była w stanie przełknąć.
Niezła mamałyga. Wyłożona kuchnia na amen. Kompletnie poplątane z pomieszaniem. Niestety, ktoś nie był we Francji i nie zrozumiał tej kuchni - Gessler gmerała w czymś, co przypominało z wyglądu błoto, a miało być gulaszem.
Bagietka była gorzka i nawet właścicielka ją wypluła, kiedy Gessler namówiła ją do spróbowania.
Chcecie mnie otruć? - Gessler nie dowierzała, że można było jej podać takie paskudztwo.
Gdybym miała pojęcie, nie potrzebowałabym pani - Justynie wyraźnie brakowało samokrytycyzmu.
Oględziny kuchni nie wypadły najlepiej. Inspekcja wykazała brudne garnki i patelnie.
Co ja mam z tymi garami wspólnego? - zdziwiła się właścicielka lokalu.
Masz szczęście lub nieszczęście być właścicielką tego brudu - odparła Gessler.
Obrażona Justyna postanowiła opuścić lokal i zrelaksować się.
Nie po to ją tutaj wezwałam - powiedziała.
Z Gessler spotkała się dzień później i była zdziwiona, że powinna przeprosić. Poza tym przyznała, że czuje się równa Magdzie Gessler.
Dzięki temu, że jestem taką samą suką, osiągnęłam tyle, co ona - mówiła potem.
Choć wydawało się to nieprawdopodobne, obu kobietom udało się w końcu porozumieć. Wspólnie zaczęły przygotowywać uroczystą kolację dla gości i Justyna nawet wykonywała polecenia Gessler.
Skończyło się to jednak, kiedy miała skoczyć do sklepu po marynowane grzybki, a przepadła na długo. Pozostawiona samym sobie ekipa kuchni oraz Magda Gessler zrobili, co mogli, ale nie mogli dokończyć przygotowań bez właścicielki. Kiedy ta się w końcu pojawiła, wyglądała jak milion dolarów.
Opóźniłaś kolację o 2 godziny. Przyszłaś wypindrzona, kiedy miałaś zająć się pracą. Nie szanujesz mnie i mojego czasu i ważniejsze jest dla ciebie, żebyś się przebrała - powitała ją wymówkami Gessler.
To było ponad siły Justyny.
Dobra, kolejny cyrk. Róbcie swoje Muppet show, ja mam dość.
I znowu uciekła. Chwilę potem zobaczyliśmy ją w samochodzie. Siedziała na tylnym siedzeniu i skarżyła się kierowcy.
Zaraz nie wytrzymam i jej przyp***dolę. Ona sobie zrobiła moim kosztem takie show, że to się w głowie nie mieści. Proszę, pomóż mi, wejdź tam i powiedz jej, że ma wyp***dalać - mówiła do kierowcy. - Ja to zrobiłam tylko po to, żeby mieć reklamę, lokal ma dopiero 10 miesięcy i on zarabia, ale miałam tyle kosztów, że wychodzę na zero. I moja wcześniejsza ekipa podsunęła mi pomysł, żeby przyjechała Gessler, bo to jest mega promocja. Za darmo praktycznie - oto, co wychwyciły mikrofony z jej monologu wewnątrz auta.
Magda Gessler pierwszy raz czuła się bezradna.
Niestety, nie da się. Ja zrobiłam bardzo dużo w tym kierunku, żeby się dało - tłumaczyła.
Mimo to, wraz z resztą ekipy, postanowiła dokończyć uroczystą kolację. Na próżno. Nie bardzo wiadomo, jak interpretować samą końcówkę programu, ale kiedy w drzwiach restauracji stanęła Gessler, przy stolikach siedziała Justyna z przyjaciółkami i czekały na kolację. W pewnej chwili jednak Justyna, nie wiadomo dlaczego, wyrzuciła Gessler za drzwi.
Proszę zamknąć drzwi z drugiej strony, do widzenia - rzuciła.
Szkoda, nie wszystkim da się pomóc, jestem potwornie zażenowana, zawstydzona zachowaniem właścicielki. To koniec - obwieściła Gessler po wyjściu z lokalu.
Mimo to 4 tygodnie później, jak zawsze, odwiedziła restaurację, żeby zobaczyć efekty "rewolucji". Drzwi jednak były zamknięte na cztery spusty. Adrian, były już szef kuchni w tej restauracji, znalazł już sobie inną pracę. Nie wiedział, jak się potoczyły losy Justyny.
Nie wiem, nie kontaktuję się z nią, nie mam potrzeby.
Tak dramatycznych "Kuchennych rewolucji" jeszcze nie było. Nie zdarzyło się, żeby ktoś zaprosił Gessler do swojego lokalu, potem traktował ją jak wroga, a na koniec pokazał drzwi. Tym razem zamiast rewolucji była wojna.
JZ