To mógł być albo arcyinteresujący roast, albo bardzo słaby. Po pierwsze, Michał Szpak kiepsko nadaje się na bohatera roastu, jak tu bowiem obrażać kogoś, kogo lubią prawie wszyscy? I za co? Przecież nie za specyficzny styl ubierania, bo to nazbyt oczywiste i, prawdę mówiąc, nieśmieszne. Po drugie, Michał Szpak ma wyrazistą tożsamość sceniczną, ale oglądany z perspektywy rodzimego show-biznesu okazuje się kompletnie nijaki: żadnych skandali czy głośnych romansów, nie raczy nawet bywać na ściankach, co jest obowiązkiem każdego dbającego o reputację celebryty.
To nie Kuba Wojewódzki, którego względnie łatwo było obrażać za domniemany homoseksualizm, liczne związki z dwa razy młodszymi partnerkami czy ostentacyjne bogactwo. To nie Michał Wiśniewski, specjalista od formowania swojego życia na kształt telenoweli, przez co roast był tu niejako formalnością. Michał Szpak to po prostu sympatyczny chłopak, o którym show-biznes przypomina sobie tylko wtedy, kiedy występuje na Eurowizji, albo ukradną mu rower.
Żeby obrazić kogoś, kto sprawia wrażenie tak miłego, że najlżejsza inwektywa mogłaby go zabić, trzeba albo sporej dawki tupetu, albo ignorancji, albo parać się tym zawodowo. Szczęśliwie dla Szpaka, większość uczestników roastu wykazała się tu rażącą niekompetencją, a skuteczne (i śmieszne) obrażanie radykalnie ich przerosło. Wiele z żartów było suchych niczym dno ostatniej butelki wódki po imprezie. Inne żenowały nieporadnością.
Znak zodiaku Huberta Urbańskiego? Rozwodnik. Idźmy dalej, Beata Tadla, albo jak lubię mówić, Blablabla - tak "obrażał" Bartosz Zalewski.
Śmieszne? Nie bardzo, w związku z tym czymś na kształt skandalu i aberracji były brawa, które mimo wszystko rozlegały się po takich sucharach. Ostatecznie można to wytłumaczyć ogólnym rozbawieniem publiczności starającej się wczuć w konwencję.
Bohaterami roastu Michała Szpaka byli Kuba Wojewódzki (prowadzący), Bartosz Zalewski, Antoni Syrek-Dąbrowski, Sebastian Rejent, Hubert Urbański, Beata Tadla, Karol Kopiec, Michał Kempa i Michał Figurski. Ten ostatni zaocznie, ponieważ został w domu, a na scenie reprezentował go wózek inwalidzki.
Kuba Wojewódzki, zawsze byłeś złamanym ch*jem - powiedział Figurski z wyemitowanego materiału wideo.
Na filmie zobaczyliśmy Figurskiego leżącego na łóżku pod maską tlenową.
Do jakiego stanu musi się doprowadzić człowiek, żeby przejrzeć na oczy - skomentował to showman.
Konwencja roastu to wciąż dla uczestników terra incognita. Mają skrupuły w obrażaniu, co chwila przepraszają i nie powiedzą niczego niemiłego, jeżeli nie uzupełnią tego od razu jakimś komplementem. Bodaj jedynym uczestnikiem, który w pełni ją rozumiał i wykorzystywał jej paskudny potencjał był Sebastian Rejent. Satyryk sprawiał wrażenie, jakby się w niej urodził, a obrażanie innych było jego chlebem powszednim. Jako jedyny trzymał poziom roastu, choć słowo "poziom" jest tu zdecydowanie nie na miejscu.
Wojewódzki ma tak siwe jaja, że mają ksywę Urbański. Gdyby zdjął teraz bieliznę, to upadłyby tak nisko, jak Hubert.
Tadla, show-biznes jest znany z tego, że ciebie bierze i wypluwa, bierze i wypluwa... a nie, przepraszam, to ty jesteś bardziej z tego znana. Źle miałem zapisane.
Michał Figurski jest jedną nogą w grobie. Byłby dwiema, ale drugą nie może ruszać.
Półtoragodzinny roast złożony wyłącznie z takich "żartów" wymagałby od widzów silnych nerwów i zdrowego żołądka, szczęśliwie tylko Rejent w pełni rozumiał konwencję show. Kompletnie za to nie zrozumiała jej Beata Tadla i być może dlatego zaliczyła swój najlepszy występ satyryczny w życiu. Wyrzucona z pracy w TVP, powetowała to sobie inscenizując program informacyjny. Z gracją zajęła miejsce na mównicy i z zawodową wprawą jęła prezentować "wiadomości".
Gdynia. Kuba Wojewódzki czyta książkę. Trzeba mu wytłumaczyć, że książki czyta się otwarte - zaczęła oficjalnie, a my zobaczyliśmy instagramowe zdjęcie Wojewódzkiego z zamkniętą książką na kolanach. - Kuba często jeździ nad morze, 95 proc. zapytanych Polaków zgadza się, że nie powinien się zatrzymywać i jechać prosto do morza.
Nie wypadła ani na moment z roli, konwencja roastu zdawała się jej nie dotykać, jej występ stanowił miły odpoczynek od niezbyt finezyjnych żartów, jakimi raczyli nas jej poprzednicy. A na koniec przygotowała prawdziwą bombę.
To były wiadomości, teraz czas na pogodę... misiu!
Prognoza pogody, Jarosław Kret! - na ekranie pojawił się partner Beaty Tadli i zaprezentował coś na kształt prognozy pogody.
Na końcu, kiedy już wszyscy obrazili Michała Szpaka, przyszedł czas, żeby on obraził wszystkich. Jego występ, niestety, rozczarował, zwłaszcza jeżeli porównamy go z wystąpieniem Michała Wiśniewskiego, który na własnym roaście zrobił improwizowane show. Szpak odczytał swoje kwestie z kartki, owszem, niektóre były nawet śmieszne.
Od razu przychodzą na myśl słowa wielkiego Polaka, Dawida Podsiadły: Idź pan w ch*j (do Rejenta).
Łączy nas wspólny fryzjer, manicurzystka i golibroda (do Tadli).
Ja was wszystkich szczerze pozdrawiam i mam was głęboko... w sercu (do wszystkich).
Kiedy TVN wyemitował roast Kuby Wojewódzkiego, było to prawdziwe trzęsienie show-biznesowego gruntu. Każdy chciał zająć stanowisko, a celebryci, których ominął występ w programie, licytowali się na oburzenie. Potem był całkiem ostatecznie zgrabny roast Michała Wiśniewskiego, a teraz mieliśmy roast Michała Szpaka. Z żalem stwierdzam, że tu nie było się na co oburzać, ponieważ było niezbyt śmiesznie, niezbyt wulgarnie i niezbyt ciekawie, a chwilami nudno. Sytuacji nie ratował Michał Kempa, który podczas roastu Michała Wiśniewskiego postawił sobie wysoko poprzeczkę i teraz trudno mu było wejść na własny poziom. Nie ratował nawet delikatny i pełny uroku występ Beaty Tadli. Szkoda też, że żaden z uczestników nie raczył się skompromitować występem równie tragicznym, co występ Piotra Kędzierskiego na roaście Kuby Wojewódzkiego, czy Norbiego u Michała Wiśniewskiego. Widzowie nastawiający się na "rzeź" mogli poczuć się rozczarowani, jakby zamiast obiecanego horroru otrzymali bajkę o Czerwonym Kapturku. Niby nieźle, ale przecież nie o to chodziło.
Jacek Zalewski