Działo się na preselekcjach do Eurowizji. Fałsze, playback, wrzeszczący Szpak i Gajaaaaaaaaa [OPINIA]

Marcin Wolniak
Polskie preselekcje do Eurowizji zorganizowano z dużym rozmachem. Nie brakowało jednak fałszywych dźwięków i mdłych kompozycji, a koncert dobijały jeszcze krzyki Michała Szpaka. Justyna Steczkowka konkurencji praktycznie nie miała, a jej "Gaja" w Bazylei może się spodobać.
Finał polskich preselekcji do Eurowizji 2025
Finał polskich preselekcji do Eurowizji 2025. Fot. KAPiF

Za nami Wielki finał polskich kwalifikacji do Eurowizji 2025, do którego TVP przygotowywała się wyjątkowo długo. Trzeba też przyznać, że całość została zorganizowana z większym niż zazwyczaj rozmachem, ale błędów wciąż nie brakowało. Polską reprezentantką na 69. Konkursie Piosenki Eurowizji została Justyna Steczkowska. I to akurat dobra informacja. 

Zobacz wideo Steczkowska nie jest przekonana do swojej eurowizyjnej piosenki? Zabrała głos

Justyna Steczkowska wraca na Eurowizję. Jej "Gaja" może sporo namieszać w Bazylei

Justyna Steczkowska powróci na eurowizyjną scenę równo po 30 latach, co jest zresztą rekordem w historii konkursu. W 1995 roku reprezentowała Polskę z piosenką "Sama". Wrócić chciała już rok temu z utworem "WITCH Tarohoro" i już wtedy była faworytką fanów konkursu. Wówczas grono jurorskie zdecydowało, że Steczkowska przegrała z Luną, która ostatecznie nie odniosła sukcesu w Malmo i nie zakwalifikowała się do finału. Steczkowska w tym roku wystartowała z kompozycją mocno zbliżoną do tej sprzed roku. "Gaja" ma podobny przekaz i wplecione słowiańskie zaklęcia. Artystka, która ma na koncie wiele fenomenalnych występów, nikomu nie musi udowadniać, że scena to jej żywioł. Ale Eurowizja to dodatkowy stres.

Steczkowska wyraźnie czuła to napięcie i to przełożyło się na jakość jej występu, ale to wciąż wokalna petarda. Jej show może jest nieco chaotyczne, na scenie być może za dużo się dzieje, ale niewątpliwe kreatywna i bardzo pracowita gwiazda będzie miała do maja czas, żeby to dopracować. Jest duża szansa, że Polska z "Gają" nie tylko zakwalifikuje się z półfinału Eurowizji, ale w samym finale zajmie bardzo przyzwoite miejsce. Warto przy tym dodać, że Steczkowska dostała od polskiej publiczności silny mandat do reprezentowania naszego kraju. Głosowało na nią blisko 40 proc. widzów. 

 

Swada x Niczos mieli pokrzyżować plany Justyny Steczkowskiej. Nie wyszło

Tuż przed finałem polskich preselekcji sporo mówiło się o tym, że to duet Swada x Niczos z piosenką "Lusterka" może pokrzyżować plany Steczkowskiej. Scena jednak swoje zweryfikowała. Piosenka śpiewana w mikrojęzyku podlaskim to faktycznie pod względem artystycznym bardzo ciekawa propozycja, ale na żywo już tak dobrze nie wypadła. Duża część utworu była wykonana z playbacku, za sprawą wgranych w aranż wokali. W efekcie wokalistka jakby nuciła coś pod nosem przez połowę piosenki, a gdy zdecydowała się wreszcie na wokalizy, to niestety pozostawiały one wiele do życzenia. 

Dominik Dudek dał bardzo udany występ. Kuba Szmajkowski ma potencjał na eurowizyjną scenę

W finałowej stawce nie brakowało udanych występów, ale niestety głównie z przeciętnymi piosenkami. Najlepszą kompozycję, a zdecydowanie najbardziej radiową, miał Dominik Dudek. Jego "Hold the light" wybrzmiało bardzo przyzwoicie na żywo i zasłużenie skończyło na podium. Nie zawiódł też Kuba Szmajkowski, który z bardzo przeciętnego "Pray" wykrzesał wszystko, co mógł. Mam wrażenie, że ten młody artysta, który sam jest fanem Eurowizji, trafi jeszcze na europejską scenę. Miejmy tylko nadzieję, że z lepszą piosenką. Nie zawiedli też Tynsky i Teo, chociaż pewnie na Eurowizji przepadliby z kretesem.

W preselekcjach nie brakowało fałszywych dźwięków i mdłych kompozycji

To duża sztuka, żeby przyciągnąć uwagę i dać się zapamiętać w trakcie eurowizyjnych trzech minut na scenie. Nie wszyscy mają wystarczającą charyzmę, żeby to udźwignąć. Mimikę Janusza Radka z pewnością trudno jest zapomnieć, ale nie wiem, czy to jest coś, do czego chcielibyśmy wracać. Marien zaprezentowała najbardziej mdłą kompozycję ze wszystkich, a jakby tego było mało, to jeszcze dołożyła sfałszowane dźwięki pod koniec utworu. Bolało. Była też Daria Marx z balladą bez polotu i pomysłu, która w głosowaniu widzów zajęła ostatnie miejsce i zdobyła zaledwie 0,80 proc. głosów. Soni Maselik, wystylizowanej na polską Sabrinę Carpenter, zdecydowanie brakuje lekkości jej amerykańskiej koleżanki po fach. "Rumours" to niestety toporny pop, o którym szybko zapomnimy.

Konferansjerka Michała Szpaka zabijała wieczór. Niemiłosierne krzyki do mikrofonu

Wyraźnie widać, jak zmieniło się podejście TVP do kwestii preselekcji i Eurowizji. Całość zorganizowano dużo wcześniej, z kilkoma etapami przesłuchań i kwalifikacji, co pozwoliło wyłonić najlepsze utwory. Finał preselekcji został zorganizowany z dużym rozmachem i z pominięciem jury, którego decyzje w ostatnich latach były często krytykowane. Ktoś wpadł niestety na pomysł, żeby koncert wraz z Arturem Orzechem poprowadził Michał Szpak. Artysta, który z konferansjerką nie ma nic wspólnego, nie stanął na wysokości zadania. Szpak cały czas darł się niemiłosiernie do mikrofonu, wykrzykując coś w kierunku zgromadzonej publiczności. Wyszło bardzo chaotycznie i nieprofesjonalnie. Takie eksperymenty są tu kompletnie niepotrzebne.

Podsumowując tegoroczne preselekcje, warto zwrócić uwagę na fakt, że jest duże grono topowych polskich artystów, którzy w tego typu konkursach nie mają zamiaru brać udziału. Szkoda, bo nie możemy pokazać europejskiej publiczności, czego naprawdę słuchamy w Polsce i które piosenki królują na listach przebojów. Na pocieszenie wyślemy do Bazylei Steczkowską, czyli artystkę z krwi i kości, a nie wykonawców, o których głośno robi się jedynie przy okazji kolejnych preselekcji.   

Marcin Wolniak
Więcej o: