Bartek Kasprzykowski i Tamara Arciuch razem występowali w spektaklu "Kochanie na kredyt". Problemy pojawiły się w momencie zakończenia współpracy z producentami. Wokół tego rozstania powstały dwie skrajnie różne teorie, a aktorom zarzucano, że przenoszą prywatne problemy do teatru. Jak było naprawdę? Zapytaliśmy obie strony.
Afera wybuchła w połowie lipca, gdy media obiegła informacja, rzekomo wyjaśniająca dlaczego Tamara Arciuch i Bartek Kasprzykowski przestali grać w spektaklu "Kochanie na kredyt".
Para przenosiła prywatne problemy na deski teatru, co psuło atmosferę w zespole. W końcu wszyscy mieli ich tak dość, że małżonkowie stracili pracę. Gdy mieli ciche dni, to byli nie do zniesienia. Ciągle się kłócili, przychodzili na ostatnią chwilę na spektakle i wprowadzali nerwową atmosferę - mówił anonimowy informator w "Fakcie".
Wokół tej sprawy zaczęło pojawiać się coraz więcej plotek. Poprosiliśmy współproducentkę spektaklu o komentarz.
To prawda, że rozwiązaliśmy z nimi umowy. Nie powiedziałam, że z nimi trudno się współpracuje. Powiedziałam, że Tamara Arciuch i Bartek Kasprzykowski to świetni aktorzy, zabrakło czegoś jeszcze, nie chcę mówić czego - powiedziała Mariola Berg z Teatru My w rozmowie z Plotek.pl.
Producentka wyjaśniła nam, że właśnie ruszyły przygotowania do prób z nowymi aktorami i nie chce rozsiewać wiecej plotek. Agentka Bartka Kasprzykowskiego i Tamary Arciuch zapytana przez nas o to, czy takie sprawy, jak ciche dni czy kłótnie miały miejsce na próbach, odpowiedziała.
Kasprzykowski i Arciuch są profesjonalnymi aktorami i nie mogą sobie pozwolić na to, aby przenosić do spektaklu sprawy prywatne - powiedziała Magdalena Czerwiec w rozmowie z Plotek.pl.
Agentka zapewniła nas, że nie rozumie skąd pojawiły się takie doniesienia. Twierdziła, że cała afera ma służyć reklamie.
Nie chcę się zajmować reklamą spektaklu producentów, a szczególnie opartą na życiu prywatnym. Nie interesuje mnie taka promocja. Jest mi przykro, że ostatni bastion kultury, jakim jest teatr został zbezczeszczony przez reklamę odnoszącą się do prywatności - wyjaśniła nam.
Producenci "Kochania na kredyt" w czwartek zamieścili na Facebooku oświadczenie, w którym twierdzili , że doszło do manipulacji.
Pojawiające się informacje nie polegają na prawdzie i stanowią próbę wmanipulowania Teatru MY w machinę medialną, przejawiającą się m.in. w cytowaniu wypowiedzi, których nigdy nie udzielaliśmy (dotyczy to zarówno spraw zawodowych, jak i prywatnych Pani Tamary Arciuch i Pana Bartłomieja Kasprzykowskiego).
Co na to agentka Kasprzykowskiego?
Miło mi, daje to światełko nadziei, by nie promować spektaklu kosztem życia prywatnego. Kasprzykowski i Arciuch mają w sobie dużo kultury, by nie komentować tego, co dotyczy ich prywatności, choć czasem naprawdę trudno im nie komentować.
A jak producent skomentował fakt, że cała sprawa może służyć reklamie?
Myśmy wydali oświadczenie, ono jest wiarygodne i prawdziwe. To, co mówi Kasprzykowski to jest jego decyzja - powiedział w rozmowie z Plotek.pl Zdzisław Marcinkowski.
Jednak jednego jest pewien.
W najbliższym czasie na pewno nie zamierzam nawiązać z nimi współpracy - powiedział nam.
Wszystko zaczęło się w kwietniu. Bartek Kasprzykowskiego poinformował o zakończeniu współpracy z producentami spektaklu. Aktor tłumaczył decyzję "trudnościami w dialogu z producentem i jego podejściem do naszej pracy". Podkreślił też, że to on i Arciuch podjęli decyzję o rezygnacji. We wpisie padły dobitne słowa o "wierności zasadom".
Fot. Facebook.com/ Bartek KasprzykowskiW lipcu producenci poinformowali o zakończeniu współpracy z aktorami za porozumieniem stron. Znamienne wydają się słowa "dla dobra spektaklu".
Fot. Kochanie na kredytW połowie lipca pojawiły się plotki o przenoszeniu spraw prywatnych na sferę zawodową. Kasprzykowski odciął się od nich - agentka zamieściła na jego profilu oświadczenie.
Tamara Arciuch i Bartek Kasprzykowski wyraźnie chcą podkreślić, że nie mają nic wspólnego z medialną promocją sztuki, która dotyczy wymyślonego przez prasę wątku prywatnego aktorów.Fot. Facebook.com/ Bartek Kasprzykowski
Producenci o swoim stanowisku także poinformowali na Facebooku.
Fot. Facebook.com/ Kochanie na kredytW środę napisali kolejne oświadczenie.
Fot. Facebook.com/ Kochanie na kredytVic