Ten, kto oglądał, wie, o czym mówimy. Chodzi o żałosne i dwuznaczne teksty, które według scenarzystów i samych gwiazd programu miały chyba bawić. Niestety stare powiedzenie w tym wypadku doskonale się sprawdza - miało być dobrze, a wyszło jak zwykle.
Oto kilka przykładowych "'żartów"' Woliego i Tysia:
Nie no, naprawdę nie musiał się do tego przyznawać :)
Nie będziemy przytaczać gorszych tekstów, takich jak 'trzepanie wora'... Oszczędzimy wam cierpienia.
Co jak co, ale 25-minutowy program traci dużo na swojej i tak już niskiej wartości, jeśli w środku serwowana jest prawie 15 minutowa reklama. Rozumiemy, że 25 minut to maks wysiłku psychicznego, jaki Woli i Tysio są w stanie wykonać, w celu wymyślania zboczonych tekstów. Jednak gdyby zrezygnować z nich, a program wydłużyć do 45 minut, może wtedy byłby lepszy.
Zauważcie, że zazwyczaj Woli i Tysio rozkręcali się pod pozytywnym względem pod koniec programu. Wydaje się, że odcinki były jakby niedokończone i urwane w środku, przez co program wrażenie jeszcze słabszego. A mogłoby być lepiej...
Rozumiemy, jakie było ałożenie programu - Woliński i Tyszka mieli przez kilka dni poczuć się jak ''normalni ludzie'', uczestnicząc w zajęciach rytmiki z dziećmi, karmiąc zwierzaki w zoo, lub pracując jako strażacy. Jednak poczynania celebrytów są dość nużące, żeby nie powiedzieć, że nudne.
Projektant i fotograf będąc razem we wszystkich miejscach nie potrafili zaciekawić widzów niczym. Nie pomogły im w tym nawet wymyślane na siłę zboczone, czy wręcz chamskie teksty. Mamy apel do Marcina i Dawida: Panowie! Jeśli będzie II edycja waszego programu, prosimy - nie przynudzajcie tak, jak w 1. serii!
Dawid Woliński i Marcin Tyszka nigdy nie uchodzili za specjalnych bystrzaków, ale momentami ich nieporadność była po prostu żałosna.
W jednym z odcinków w piekarni nie umieli ułożyć bułek w równych rzędach, bo ''spadały za szybko''. W kolejnym Tyszka bał się zjechać po rurze strażackiej jęcząc, żeby dwóch pozostałych strażaków mocno go trzymało.
Najbardziej rozbawił nas jednak twierdząc, że nie potrafi zakręcić kranu z wodą lejącą się do wanny. Po dłuższym namyśle Woli i Tysio postanowili wlać tam szampana.
Wszelkie rekordy nieogarnięcia pobił jednak Dawid Woliński odkładając rozpisane menu kolacji na... załączonej kuchence. Mogło się to skończyć spaloną kuchnią, jednak jeden z kucharzy szybko zareagował. Tylko w menu powstała wielka, wypalona dziura.
Nie można nie wspomnieć o pamiętnym odcinku z góralskiej imprezy, podczas której Marcin Tyszka zamiast podawać alkohol gościom sam wypił kilka dużych butelek wódki. Prawdopodobnie pomieszał ją jeszcze z morzem innego alkoholu, przez co Dawid musiał wynosić go do sypialni.
Był to jeden z najgorszych odcinków, w którym nie działo się nic, a finał był przerażający. Ciekawe, czy taki był scenariusz, czy też może Marcin położył cały odcinek przez kilka butelek cytrynówki, której nie mógł się oprzeć? Oj Marcin, Marcin, na warszawskich imprezach pijesz dużo lepszy alkohol! Upijać się cytrynówką jak gimnazjalista? Wstyd!