Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń ze świata znajdziesz pod adresem Gazeta.pl.
Nawet w czasach, gdy zespół Ich Troje odnosił największe sukcesy, Jacek Łągwa zawsze pozostawał nieco w cieniu. Mimo to muzyk był jednym z założycieli grupy, który skomponował największe hity. Z okazji 25-lecia zespołu udzielił wywiadu, w którym opowiedział między innymi o początkach znajomości i relacji z Michałem Wiśniewskim, międzynarodowej karierze i przebytej chorobie.
W rozmowie z serwisem Plejada kompozytor Ich Troje poruszył kilka tematów związanych z życiem osobistym oraz historią grupy. W tym roku zespół świętuje 25. działalności na scenie muzycznej. Choć jak sam przyznał, ich pięć minut dawno minęło i są dzisiaj już bardziej historycznym zespołem, na koncerty wciąż przychodzi wielu fanów w różnym przedziale wiekowym. Z tej okazji Jacek Łągwa sięgnął pamięcią wstecz i opowiedział o swoim pierwszym spotkaniu z Michałem Wiśniewskim:
Szybko zrozumiałem, że wszyscy chcą go zrobić w balona i orżnąć na kasę. Trochę już znałem tę branżę i swoje wiedziałem. A on był świeży i kompletnie nieświadomy. Stwierdziłem, że muszę go uratować i odwieść od pomysłu wystawienia musicalu.
Zapytany o to, czy relację z frontmanem grupy nazwałby przyjaźnią, przyznał, że tak, chociaż bywają w niej trudne momenty:
To raczej dosyć szorstka przyjaźń. Mamy podobne charaktery, obaj lubimy dominować i rządzić. W związku z tym, gdy spędzamy ze sobą więcej czasu, wybuchają kłótnie i spory. Mówiąc kolokwialnie, czasem musimy sobie dać po ryju.
Muzyk przyznał, że choć od początku i bez przerwy był zaangażowany w działalność zespołu, nigdy nie przeszkadzało mu to, że to Michał Wiśniewski był prawdziwą gwiazdą Ich Troje:
Bardzo mi to odpowiadało i nadal odpowiada. Nie jestem typem frontmana. Lepiej sprawdzam się w drugim rzędzie. On błyszczy i robi show, a ja muzycznie popycham wszystko do przodu. I naprawdę jest mi z tym dobrze.
Wspominając próby podbicia rynku zagranicznego, z rozbawieniem skomentował występ Ich Troje na Eurowizji:
Próbowałem wybić to Wiśniewskiemu z głowy, ale się nie udało. Uważałem, że to zły pomysł. Wiedziałem, że tym występem sobie wyłącznie zaszkodzimy. Michał natomiast chciał jechać na Eurowizję, by poprawić nasz wynik z Rygi. Nie docierało do niego, że to nierealne.(...) Na szczęście siedziałem za fortepianem i prawie nie było mnie widać. (śmiech)
W wywiadzie Jacek Łągwa odpowiedział też na bardziej osobiste pytania. Rok przed wydaniem albumu solowego okazało się, że ma tętniaka mózgu. Diagnoza była niespodziewana i początkowo nie docierała do niego:
Lekarz powiedział mi, że to cud, że przeżyłem. Po moim powrocie z Kuby tętniak był już napuchnięty, a ja wlałem w siebie pół litra wódki jednego i drugiego dnia. Powinien mnie trafić szlag na miejscu. (...) Od tej operacji minęło już 14 lat i staram się do niej nie wracać.
Zapytany o to, czego brakuje mu do szczęścia muzyk, przyznał, że pomimo trudnych doświadczeń z optymizmem patrzy w przyszłość:
Mam taką naturę, że niezależnie od okoliczności staram się być pogodny i uśmiechnięty. Wychodzę z założenia, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Mimo że przeżyłem wiele trudnych chwil, to jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie upijam się na smutno, z reguły na wesoło.