Więcej na temat kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Maja Ostaszewska gościła w programie Magdy Mołek "W moim stylu". Aktorka opowiadała o swojej empatii. Głównym tematem, jaki poruszyły podczas rozmowy, była kwestia wsparcia osób w lasach na polsko-białoruskiej granicy. Ostaszewska przyznała, że aktywizm dał jej poczucie sprawczości i pomógł uciec przed depresją.
Maja Ostaszewska wspiera uchodźców, którzy przymusowo koczują w przygranicznych lasach. Na własne oczy widziała, jak Straż Graniczna nielegalnie wywozi ludzi za białoruską granicę. Za pracę w tym obszarze zdobyła tytuł jednej z pięćdziesięciu "śmiałych".
Muszę ci powiedzieć, że mam taką konstrukcję, że pewnie ciężko by mi się było uśmiechać i mieć tę energię, gdybym nie działała. Dla mnie to jest też ulga. Więc pomagam, robię coś dobrego dla innych - stwierdziła Ostaszewska. Powiem ci szczerze, że zanim włączyłam się tak mocno, np. w pomoc na granicy, byłam na granicy depresji.
Aktorka opowiadała, że robiąc swojej córce ciepłą herbatę czy kakao, nie mogła powstrzymać płaczu, myśląc o sytuacji młodych osób marznących w lasach na polsko-białoruskiej granicy.
Po prostu ryczałam jak głupia. Koszmar jakiś - mówiła Ostaszewska.
Z ogromnego przygnębienia wyrwało ją działanie razem z "Rodzinami bez granic" i aktywistkami na granicy.
Boże, przeszłam to samo - przyznała, ocierając łzy Magda Mołek.
Prezenterka przed rozmową z Ostaszewską pisała, że nie może spać, bo martwi się tym, co się dzieje w Polsce.
Ostaszewska tłumaczyła, że bardzo ważne jest dla niej poczucie, że zrobiła, co mogła, by pomóc innym. Dzięki temu może poradzić sobie, słysząc o kolejnych trudnych sytuacjach związanych z kryzysem humanitarnym na granicy.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!