Doda z powodu choroby Nergala przeniosła premierę płyty i odłożyła wiele planów zawodowych. Występ w Opolu miał być prezentem dla fanów, którzy wspierają artystkę. Organizatorzy zapowiadali, że będzie to wielkie show pełne iluzji i magii. A jak było naprawdę?
Doda nie żałuje pieniędzy na koncerty. Robi imponujące show. Przeważnie. W Opolu śpiewając "Bad girls" weszła do piramidy, którą tancerze podnieśli i podpalili.
Kilka chwil później piosenkarka wyszła z klatki po drugiej stronie sceny. Patent z lustrem jest często wykorzystywany na pokazach iluzji. Schody wbrew pozorom nie były przezroczyste. To było lustro. Gdy tancerze podnieśli piramidę, schody zostały wywiezione ze sceny. To tam schowała się Dorota. Sztuczka się udała, brawa dla Dody .
Na tym filmie widać podobny przykład i jego wytłumaczenie:
Doda zaśpiewała piosenkę Anny Jantar "Nic nie może wiecznie trwać". Sama zmieniła tekst refrenu i zadedykowała piosenkę Nergalowi . Na koniec ułożyła z tancerzami serce ze światełek. W tle słychać było odgłos bijącego serca. Na koniec pokazano wspólne zdjęcie Dody i Nergala .
Doda w trakcie swojego mini-recitalu zaapelowała do ludzi o pomoc w poszukiwaniu dawców szpiku dla ludzi chorych na białaczkę. Rabczewska poprosiła ludzi, żeby zarejestrowali się na stronie dkms .pl i pomogli uratować komuś życie. Dzięki Dodzie liczba potencjalnych dawców rośnie z dnia na dzień.
Doda długo kazała na siebie czekać. Jej występ organizatorzy festiwalu opolskiego przewidzieli na 23:40. To stanowczo za późno. Wytrwali ci, którzy pojawili się w opolskim amfiteatrze. Reszta poszła spać.
Nie obyło się bez wpadki z mikrofonem. W połowie występu po prostu wysiadł. Zajeb*ście - skwitowała zajście Doda. Marek Sierocki, rzecznik prasowy festiwalu tłumaczył, że zawiódł mikrofon królowej, a TVP pospieszyła z pomocą i ich mikrofon uratował show. Przy okazji wyszło na jaw, że Doda śpiewała z tzw. półplaybacku, czyli wspomagała się nagraniami z taśmy. Wpadka w wpadce albo jak kto woli minus ujemny.
Nie możemy powiedzieć, że śpiew Dody w Opolu brzmiał jak śpiew słowika. Doda miała problemy z odsłuchem (nie słyszała samej siebie) i w efekcie fałszowała. I tak przez 20 minut. Widownia sama już w tym wszystkim się pogubiła - fałszujemy my czy ona? W końcu wszyscy się poddali i przestali się bawić, co zostało odebrane jako "drętwa" atmosfera. Ale publiczność to zupełnie inny temat, o którym poniżej.
Doda naprawdę się starała. Robiła wszystko, aby publiczność w natłoku efektów specjalnych, buchających ogniem elementów show i zmian w piosenkach się odnalazła. Nawet rozdała karteczki, na których była nowa wersja starego przeboju "Nic nie może wiecznie trwać". Nic to nie dało. Widownia była tak zmęczona występem, że nie chciała śpiewać ani nowej wersji, ani śpiewać w ogóle. Jak ktoś zapomniał dlaczego, to odsyłamy do punkty powyżej.
Złe ujęcia to już ewidentna wpadka TVP . Ekipa, która siedziała za kamerami nie zdawała sobie chyba sprawy, jak ważne są w tym show ujęcia jak i tzw. zjazdy kamerą. Wystarczyło, że za wcześnie pokazali klatkę i już zdradzili, że Doda wcale nie pojawiła się za pomocą magii, a do tej klatki po prostu weszła. Najważniejszy element show spalony! Ale to nie wszystko. Operatorzy nie za bardzo wiedzieli co, kogo i w jakim momencie kręcić. Tyle się przecież działo. Efekt? Gdy coś wybuchało, kamera pokazywała tancerzy, gdy tancerze wykonywali trudną figurę, kamera pokazywała zbliżenie na Dodę. Widzowie w efekcie mogli show skwitować słowami "Nic specjalnego".
Sancita, Mrock