Amerykanka Scout Frank niedawno straciła ukochaną mamę. Kobietę po śmierci zgodnie z jej wolą skremowano. Jej córka chciała rozsypać prochy matki w wyjątkowym miejscu, ale długo nie potrafiła podjąć tak trudnej decyzji, dotyczącej lokacji. Chciała to zrobić w otoczeniu zjawiskowej przyrody i w miejscu oddalonym od ludzi. Frank jest też miłośniczką tatuaży. Rysunki z atramentu zdobią prawie całe jej ciało. Kiedy dowiedziała się o wyjątkowej i nietypowej usłudze w jednym ze studiów tatuaż w Kalifornii, nie wahała się ani chwili dłużej.
Scout Frank znalazła ogłoszenie studia tatuażu, gdzie można wykonać rysunek mieszanką tuszu i prochów zmarłej osoby. To bardzo trudna technika, która wymaga odpowiedniej precyzji i sprawnej ręki, więc wykonują ją tylko wykwalifikowani tatuażyści. To oczywiście rzutuje też na cenę i usługa nie należy do najtańszych. Frank uznała, że właśnie w ten sposób upamiętni śmierć matki. Podkreśliła, że dzięki temu będzie mieć ją zawsze przy sobie. Kobieta wybrała studio Kat Dukes w Kalifornii. 6 października przyszła do studia z pudełkiem z prochami matki, na którym widniało zdjęcie kobiety. Cały proces został udokumentowany. Frank wybrała rysunek gołębicy, która symbolizuje harmonię i łagodność. Tatuaż tego typu robiony jest techniką handpoke, która polega na nakłuwaniu skóry bez użycia maszynki.
To bardzo przytłaczające. Wiem, że jestem w dobrych rękach. Nie mogę się doczekać, aż moja mama będzie w ten sposób ze mną do końca życia. Tak chcę oddać jej cześć. Uważam, że to o wiele lepsze rozwiązanie, niż postawić w domu pudło z prochami- podkreśliła Frank, co zacytował serwis Kuwait Times.
Co sądzicie o takiej formie "upamiętnienia" zmarłej osoby? Co ciekawe, usługi proponowane przez Kat Duke niemożliwe by były do wykonania w Polsce. Sposób chowania zmarłych jest uregulowany prawnie. Zgodnie z przepisami, prochów po kremacji nie można przechowywać nawet w domu.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!