Monika Mrozowska w połowie września poinformowała fanów, że spodziewa się czwartego dziecka. Aktorka jest już mamą siedemnastoletniej Karoliny, dziesięcioletniej Jagody oraz małego Józefa. Niestety, z uwagi na szalejącą pandemię natrafiła na problemy z prowadzeniem ciąży. Tuż przed porodem musiała zmienić szpital i lekarza prowadzącego.
CZYTAJ TEŻ: Monika Mrozowska stanie przed trudnym wyborem. W ósmym miesiącu ciąży musi zmienić szpital i lekarza
Mijający rok 2020 był szczególny. Pandemia pokrzyżowała plany nie tylko gwiazdom, ale i przedsiębiorcom, pracownikom gastronomii, właścicielom sklepów, którzy z dnia na dzień stracili źródło utrzymania. W dużej mierze oberwało się też aktorom - szczególnie teatralnym, którzy ze względu na wprowadzone obostrzenia nie mogli wykonywać swojego zawodu, a co za tym idzie - nie zarabiali pieniędzy. Wśród osób, dla których mijający rok nie był łaskawy, znalazła się także Monika Mrozowska. Aktorka w obszernym wpisie rozliczyła się z nim i zaznaczyła, że nie spodziewa się cudów w nowym roku:
Nie oczekuję, że 1.01.2021 wszystkie nasze problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że wyparuje to g*wno, że będzie można "wsiąść do pociągu/samolotu byle jakiego" i pojechać, gdzie nas wyobraźnia poniesie(chyba że poniesie nas na Zanzibar), że dzieciaki wrócą do szkoły (tu to nawet i 100 zdrowasiek nie pomoże), że otworzą IKEA (a sorry zapomniałam, że akurat do IKEA to można nawet teraz, bo tam w przeciwieństwie do innych sklepów wirusów po prostu nie ma), albo że będzie można spotkać się ze znajomymi normalnie w restauracji (bo tam, z kolei w przeciwieństwie do innych miejsc publicznych, jest takie stężenie wirusa, że aż ciężko się przedostać do baru tudzież stolika)... I właśnie dlatego, że nie oczekuję cudów za kilkadziesiąt godzin, to cieszę się tym rokiem, który jeszcze trwa... Czy urwałam się z choinki, z której już zaczynają opadać igły? Nie sądzę... - zaczęła wpis.
Monika Mrozowska dodała również, że ten rok był dla niej wyjątkowy trudny, ale nie z powodu COVID-19:
W ciągu tego roku dostałam po dupie bardziej, niż się mogłam spodziewać i to wcale nie przez COVID-19. Czy płakałam? Tak, ale niezbyt długo, bo po pierwsze na przykre niespodzianki NIGDY NIE JEST SIĘ GOTOWYM, ale po drugie z każdej bolesnej lekcji można wyciągnąć dla siebie coś pozytywnego. A przede wszystkim MOŻNA, a nawet TRZEBA czasami poprosić o pomoc osoby trzecie. I tutaj pozwólcie, że znowu zacytuję piękne zdanie, które pożyczyłam z książki @gorskamama i @dr_danielamilka: "Potrzeba pomocy psychologicznej to nie słabość, to większa świadomość". Dlatego między innymi miałam i mam siłę cieszyć się tym, co dobre wydarzyło się w tym roku. A największym dobrem jest to, że moje wszystkie dzieci (łącznie z tym w brzuchu) kończą ten rok ZDROWE. Członkowie rodziny, przyjaciele, znajomi, nawet jeśli przeszli przez chorobę, to dalej są z nami. Nic więcej nie potrzebuję, żeby czuć ogromną, przepełnioną szczęściem WDZIĘCZNOŚĆ - czytamy.
Macie podobne przemyślenia?