Chontel Duncan zasłynęła tym, że przez całą ciążę intensywnie ćwiczyła nawet 4 godziny dziennie. Dzięki temu zachowała "kaloryfer" na brzuchu i w błyskawicznym tempie wróciła po urodzeniu syna do formy. Zarzekała się, że regularny wysiłek fizyczny ją wzmocni i dzięki temu poród będzie łatwiejszy. W rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. Pojawiły się komplikacje, które zmusiły lekarzy do podjęcia drastycznych kroków. Wszystko przez wspomniany już kaloryfer.
Fit-mama opublikowała zdjęcie blizny na brzuchu, a w poście umieściła wyjaśnienie.
Płakałam. Myślałam, że zawiodłam (...). Lekarze mieli problemy z wyrwaniem Jeremiaha z mojego brzucha. W trakcie porodu moje mięśnie zupełnie go unieruchomiły. Przez cały też czas wymiotowałam. To z tego powodu moja blizna jest po prawej stronie i jest znacznie większa niż zazwyczaj. Wszystko, by wydobyć ze mnie Jeremiaha. Lekarz przyznał potem, że mój syn mógłby się udusić, gdyby nie wykonano cięcia.
Dodała też, że marzy jej się powiększenie rodziny.
Bardzo chciałabym mieć jeszcze troje dzieci. Zawsze będę próbować porodu waginalnego. Zawsze będę pamiętać dzień, kiedy zostałam mamą.
Wcześniej australijska modelka fitness zapewniała, że zarówno ona, jak i chłopiec czują się świetnie.
Urodziłam zdrowego, silnego chłopca, któremu nic nie dolega. Jest kontaktowy i bardzo silny - pisała na Facebooku. Pielęgniarki były w szoku, że ma tak niesamowicie silne ręce oraz kark.
Duncan wróciła już do starych przyzwyczajeń i jeszcze bardziej restrykcyjnych treningów.
AW