Leonardo DiCaprio ma wielkiego pecha, bo przydarzają mu się z niewiarygodną częstością wydarzenia mrożące krew w żyłach. Ale ma też szczęście, bo udaje mu się z nich wyjść bez szwanku. U Ellen DeGeneres opowiadał na przykład, jak skakał ze spadochronem, a ten się nie otworzył (nie otworzył się też zapasowy), mimo to wylądował na ziemi bez jednego siniaka. Straszne? Jasne. Jednak w jego ocenie "najstraszniejszym przeżyciem" było i tak co innego - lot do Rosji, podczas którego wybuchł silnik.
Zerknąłem przez okno, a nagle cały silnik zamienił się w kulę ognia - mówił w "The Ellen DeGeneres Show". - (...) Co więcej miałem wrażenie, że byłem jedyną osobą, która to zauważyła, a była to przecież wielka kula płomieni. Dookoła byli sami rosyjscy pasażerowie i wydawało mi się, że już umarłem i poszedłem do nieba, bo nikt nie odezwał się ani słowem. A ja krzyczałem na całe gardło: "Co tu się u diabła dzieje?!". Ludzie tylko na mnie spoglądali z ukosa. W końcu podeszła do mnie stewardesa i powiedziała delikatnym głosem: "Tak, widzieliśmy, że mamy niewielki problem". Wtedy włączył się pewien Rosjanin i spytał się "Jaki mamy problem?". Ona odpowiedziała: "No więc, straciliśmy jeden z naszych silników". A on na to: "A ile silników mieliśmy?". "Mieliśmy dwa, a teraz został jeden". "To nie jest dobrze, to nie jest dobrze" - skwitował pasażer.
Ostatecznie cała ta fatalna przygoda miała pozytywny finał. Jak opowiadał DiCaprio, samolot zrzucał paliwo przez 45 minut i awaryjnie lądował. Opony w podwoziu eksplodowały.
Na lotnisku było ze sto różnych ambulansów, mówili o tym w CNN - kończył swoją historię DiCaprio.
Choć wszystko to brzmi naprawdę strasznie, to DiCaprio opowiedział to w tak przezabawny sposób, że widownia kilkakrotnie przerywała jego narrację okrzykami i wybuchami śmiechu. Obejrzyjcie koniecznie, historia z samolotem zaczyna się od 3:03 min.
ZI