• Link został skopiowany

Restaurator: Tydzień z Gessler kosztował mnie 25 tys. Ona ostro odpowiada: Nie budzi mojego szacunku

Ostra odpowiedź Gessler na zarzuty Dziekońskiego.

"Tydzień z Gessler kosztował mnie 25 tysięcy" - mówił w rozmowie z Namonciaku.pl Grzegorz Dziekoński, właściciel lokalu, którego metamorfozę oglądaliśmy w "Kuchennych rewolucjach". Teraz Gessler odpowiada ostro na jego wyznanie: "Bzdury".

Zobacz wideo Ewa Wachowicz o cenie pączków u Gessler. 22 zł to dużo, czy mało?

W pierwszym odcinku nowego sezonu "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler odwiedziła "Gościniec myśliwski" w Gdańsku . Niedługo po emisji programu właściciel restauracji udzielił wywiadu Namonciaku.pl. W rozmowie padło kilka zdań, które skłoniły Gessler do zabrania głosu. Chodzi przede wszystkim o ten fragment wypowiedzi restauratora:

Tydzień z Panią Gessler kosztował mnie około 25 tys. zł. Na taką kwotę złożyły się cztery czynniki. Pierwszym był brak klientów ponieważ lokal jest zamykany na czas rewolucji. Drugą kwestią była kolacja, która kosztowała mnie kilkanaście tysięcy złotych. Przez cały czas nagrań musiałem także płacić całej obsłudze, kilka tysięcy kosztowało mnie przeniesienie wspomnianej imprezy do innego lokalu, a kiedy skończył się budżet stacji, poproszono mnie żebym dorzucił się jeszcze do prania dywanów - tłumaczył Dziekoński dla Namonciaku .

Słowa Dziekońskiego na tyle poruszyły Gessler , że w Natemat.pl zrobiła karcącą analizę każdego z wymienianych przez niego "czynników". Wylicza, że wspomniane "kilkanaście" tysięcy złotych na finałową kolację wystarczyło, aby kupić produkty nie tylko na nią, lecz także na kolejne trzy dni funkcjonowania lokalu.

Bzdura - podsumowuje zarzut Dziekońskiego Gessler.

Jeszcze bardziej emocjonalnie gospodyni programu zareagowała na utyskiwanie właściciela restauracji na konieczność wypłaty pensji pracownikom.

W rozmowie z dziennikarką "Gazety Wyborczej" [Magda Gessler mylnie nazywa tak portal Namonciaku.pl, z którym rozmawiał Dziekoński - przyp. red.] Greg utyskuje, że przez czas nagrań musiał płacić swojemu personelowi Pozostawię to bez komentarza, bo cisną mi się na papier niecenzuralne wyrazy. Przedsiębiorca, który narzeka, że musi płacić swoim pracownikom nie budzi mojego szacunku.

Gessler w swoim stylu torpeduje też sprawę "prania dywanu".

to prawda. Pięknie udekorowane wnętrze nie miałoby żadnego sensu, gdyby finałowa kolacja odbyła się na cuchnącym szczurzym moczem dywanie, który prawdopodobnie od wyjazdu z fabryki w całym swoim dywanim życiu nie doświadczył przyjemności czyszczenia na mokro - pisze w Natemat.

<< ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ LOKALU >>

W pełnym zaangażowania tekście Gessler zaznacza, że każdy restaurator podpisuje umowę, w której sam zobowiązuje się do oddania do dyspozycji produkcji swojego lokalu, doskonale zna więc warunki współpracy w programie. Dlatego wyznania Dziekońskiego czytała "z lekkim rozbawieniem i sporym niesmakiem".

Choć kwota 25 tysięcy działa na wyobraźnię, to Dziekoński sam przyznał w rozmowie z "Gazetą Wrocławską", że po programie miał nawet o 30 procent więcej gości i nadal ruch jest większy niż przedtem. Gessler natomiast swój wywód apelem do widzów " Kuchennych rewolucji ".

Nie doszukujcie się w "Kuchennych rewolucjach" innej prawdy niż ta, którą widzicie na ekranie. (...) Jedyne, czego Wam oszczędzamy, to żałosne pertraktacje o to, kto ma zapłacić za wypranie brudnego dywanu.

karo

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: