Życie gwiazd nie jest łatwe. Paparazzi śledzą ich na każdym kroku: u fryzjera, w restauracji, na randce, na imprezie. Muszą się liczyć z tym, że każdy ich krok będzie obserwowany. Ale ma to też swoje dobre strony. Okazuje się, że gwiazdom łatwiej się wszystko wybacza...
Beata Sadowska to zapracowana kobieta. Każda jej minuta jest na cenę złota. Dlatego ciągle się spieszy. No i z tego pośpiechu czasem traci głowę. W końcu, po co marnować czas na szukanie miejsca do zaparkowania samochodu? Wiadomo, że w centrum Warszawy jest to zadanie, które graniczy z cudem, dlatego postanowiła wykazać się sprytem i chciała zaparkować na... przystanku autobusowym.
Czujni fotoreporterzy "Faktu" od razu wypatrzyli znaną dziennikarkę. Oto ich relacja z miejsca zdarzenia:
Reporter Faktu ze zdumieniem spostrzegł, jak dziennikarka wjechała na przystanek autobusowy w centrum Warszawy. I nawet bliskie towarzystwo strażników miejskich nie zachęciło Beaty do poszukania odpowiedniego miejsca dla swojego mini coopera.
Z relacji zamieszczonej na łamach dzisiejszego tabloidu wynika, że Beata Sadowska rozmawiała także w najlepsze przez telefon. Bez zestawu głośnomówiącego rzecz jasna. Strażnicy pouśmiechali się, dali upomnienie i puścili dziennikarkę, by jej niepotrzebnie nie zatrzymywać.